Obywatele przeciw patodeweloperom: oddajcie 50% zysku społecznościom lokalnym
Połowy zysku na gruncie domagają się od deweloperów społecznicy i radni osiedlowi z terenu całego miasta. Ich zdaniem to nawet 5 mld zł, za które może wzmocnić budżet Wrocławia i rozwiązać wiele lokalnych problemów. SOS Wrocław zaczyna zbiórkę podpisów pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą regulującą te kwestie pod nazwą „Wrocław przeciw patodeweloperom”.
We Wrocławiu odbyła się konferencja prasowa zorganizowana przez SOS Wrocław, podczas której przedstawiciele rad osiedli, radni miejscy oraz aktywiści miejscy zaapelowali o wprowadzenie systemowych zmian w procesie inwestycyjnym związanym z ustawą Lex Developer. Spotkanie, które miało miejsce na wrocławskim Rynku, było odpowiedzią na narastające problemy związane z intensywną zabudową miasta, brakiem transparentności w planowaniu inwestycji oraz niewystarczającym uwzględnianiem interesów lokalnych społeczności. Uczestnicy konferencji przedstawili konkretne propozycje, które mają na celu ochronę mieszkańców przed chaotyczną urbanizacją oraz zapewnienie, że zyski płynące z inwestycji będą sprawiedliwie dzielone między deweloperów a miasto.
Uhle: dość ograbiania mieszkańców z ich pieniędzy
Radny miejski Piotr Uhle, otwierając konferencję, przypomniał o ostrzeżeniach, które SOS Wrocław formułowało cztery miesiące wcześniej w tym samym miejscu. „Niemal cztery miesiące temu ostrzegaliśmy o nadchodzącej fali, tsunami wniosków w trybie Lex Developer. Zwracaliśmy uwagę, że zobowiązania i obciążenia dla społeczności lokalnych, które z tego wynikają, mogą być znaczne” – powiedział Uhle. Podkreślił, że obecna sytuacja potwierdza wcześniejsze obawy: „Oczekiwania deweloperów, jeśli chodzi o intensywność zabudowy w miejscach do tego nieprzygotowanych, są ogromne”. Radny zwrócił uwagę na ogromne zyski, jakie przynoszą decyzje administracyjne zmieniające przeznaczenie działek. „Zmienia się przeznaczenie działek w taki sposób, że zwiększają swoją wartość nawet 10-12, a w niektórych przypadkach nawet ponad 20-krotnie. Działki warte 10 milionów złotych po przekształceniu mogą być warte 110-120, a nawet ponad 200 milionów złotych” – wyjaśnił.
Uhle wskazał również na ryzyko spekulacji na rynku nieruchomości: „Nie wszystkie firmy zajmują się przygotowaniem działki pod inwestycje mieszkaniowe. Są już dogadane z inwestorami, którzy te działki kupią, czyli mamy do czynienia z spekulacją, z ograbianiem mieszkańców z wartości dodanej, wypracowanej przez pokolenia”. Radny zaproponował, aby 50% wzrostu wartości działek było przeznaczane na inwestycje publiczne, takie jak drogi, ścieżki rowerowe, parki czy edukacja. „Te pieniądze leżą na ulicy, wystarczy je dobrze wynegocjować, dbając o interes mieszkańców” – podkreślił.
Magdalena Gajewska: Mieszkańcy zasługują na transparentność
Przewodnicząca Rady Osiedla Sołtysowice, Magdalena Gajewska, zwróciła uwagę na brak przejrzystości w procesie inwestycyjnym. „Coraz częściej dowiadujemy się o planach inwestycyjnych nie z oficjalnych źródeł, ale z nieoficjalnych kanałów. Zamiast jasnych procedur mamy domysły i chaos informacyjny” – mówiła. Gajewska krytykowała praktyki związane z Lex Developer, które pozwalają omijać plany miejscowe i dialog społeczny: „Procedury, które powinny chronić interes mieszkańców, bywają ignorowane lub traktowane jako formalność”. Podkreśliła, że mieszkańcy często dowiadują się o inwestycjach zbyt późno, by mieć realny wpływ na ich kształt. „Nie sprzeciwiamy się rozwojowi miasta, wręcz przeciwnie. Chcemy, by był mądry, odpowiedzialny, oparty na dialogu z mieszkańcami. Apelujemy, aby procesy inwestycyjne były w pełni transparentne, a konsultacje społeczne realne” – dodała.
Damian Daszkowski: wprowadźmy standardy skandynawskie
Wiceprezes SOS Wrocław, Damian Daszkowski, odniósł się do nierównowagi w podziale zysków między deweloperami a mieszkańcami. „Od pionierskich czasów procedury apelowaliśmy, aby zysk deweloperów był dzielony na rzecz mieszkańców” – powiedział. Porównał sytuację we Wrocławiu do standardów zachodnich: „W krajach skandynawskich deweloperzy są zobligowani przekazać od 75 do 85% zysków na inwestycje towarzyszące. W Polsce średnio przeznaczają 5%, co jest karygodne”. Daszkowski apelował o zrównoważony rozwój i transparentność: „Mieszkańcy zamiast 50% wzrostu wartości nieruchomości otrzymują kilka procent, bo resztę inkasują deweloperzy. Czas najwyższy to uporządkować”.
Marek Zalewski: Nie wrzucamy wszystkich deweloperów do jednego worka
Przewodniczący Rady Osiedla Biskupin – Sępolno – Bartoszowice – Dąbie, Marek Zalewski, podkreślił skalę problemu związanego z Lex Developer. „W tej chwili mamy złożonych około 30 wniosków w ramach ustawy Lex Developer, a kolejne są składane” – poinformował. Zwrócił uwagę, że ustawa miała ułatwiać budownictwo mieszkaniowe w odpowiednich miejscach, ale w praktyce prowadzi do nadmiernego dogęszczania działek. „Mówimy o zakładach pracy, na które pracowały pokolenia Wrocławia, jak Hutmen, Pollena czy FAT” – zauważył. Zalewski zaproponował, by 50% wzrostu wartości działek było przeznaczane na inwestycje publiczne, co pozwoliłoby uniknąć problemów takich jak korki, brak placów zabaw czy zatłoczone szkoły. „Nie wrzucamy wszystkich deweloperów do jednego worka. Są tacy, którzy postępują uczciwie, ale jest grupa, która próbuje maksymalizować zyski, nie partycypując w kosztach” – podkreślił.
Dariusz Hajduk: Powołujemy społeczny komitet przeciw patodeweloperom
Radny osiedla Kuźniki, Dariusz Hajduk, poinformował, że powołany został społeczny komitet „Wrocław przeciw patodeweloperom”. „Jego zadaniem będzie przeprowadzenie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej wyznaczającej kierunki dla prezydenta miasta” – wyjaśnił. Komitet postuluje m.in. podział zysków między mieszkańców a deweloperów na poziomie 50:50, wpisywanie inwestycji w lokalny ład urbanistyczny oraz pełną transparentność konsultacji społecznych. „Wszystkie rozpoczęte procedury powinny być dostępne w publicznym rejestrze, a prezydent powinien przeprowadzać obligatoryjne konsultacje miejskie” – dodał Hajduk.
- „Postulat Komitetu Społecznego „Wrocław przeciw patodeweloperom” ustanawia jasne zasady gry – wzbogaciłeś się decyzją administracyjną o miliony złotych bez wbicia łopaty w ziemię? – więc podziel się tymi środkami z mieszkańcami.
Zasada 50% partycypacji mieszkańców umożliwi inwestycje transportowe, edukacyjne, dla zieleni. Niech z tego powstaną nowe mosty, osie inkubacji, szkoły, drogi. Wystarczy zmiana myślenia i staje się to bardzo proste. To nowa nadzieja dla miasta Wrocławia. Potężny zastrzyk dla miejskiego budżetu.
Wrocław w wyniku wprowadzenia zasady 50/50 mógłby poważnie myśleć o budowie tysięcy mieszkań komunalnych, które po zmianach prawa mogłyby wejść w życie” – skwitował radny.
Krystian Adamski: „Rozwój musi być odpowiedzialny”
Sekretarz zarządu osiedla Jagodno, Krystian Adamski, podkreślił, że nie jest przeciwnikiem inwestycji mieszkaniowych, ale apeluje o ich odpowiedzialne planowanie. „Nie chcemy zatrzymać rozbudowy miasta, wręcz przeciwnie, chcemy, aby Wrocław stał się przykładem optymalnego rozwoju” – powiedział. Jako przykład negatywnych skutków chaotycznej zabudowy wskazał osiedle Jagodno: „Powstała nowa część miasta bez szkoły, dróg, chodników, miejsc parkingowych, zieleni rekreacyjnej czy wydajnego transportu publicznego”. Adamski postulował wprowadzenie systemowych rozwiązań, takich jak podatek od wzrostu wartości nieruchomości, wzorowany na standardach europejskich. „Priorytetem musi być infrastruktura publiczna realizowana przed lub równolegle z budową osiedli” – podkreślił.
Tomasz Waniowski: mieszkańcy są gospodarzami miasta
Świeżo wybrany członek zarządu SOS Wrocław, Tomasz Waniowski, zaprosił mieszkańców do aktywnego udziału w dialogu na temat inwestycji. „Odwiedzimy wszystkie miejsca, gdzie planowane są inwestycje w trybie Lex Developer. Będziemy na Nowym Dworze, Psim Polu, Grabiszynku, Pilczycach, by rozmawiać z mieszkańcami” – zapowiedział. Podkreślił, że Wrocław zasługuje na lepszy model rozwoju: „Nie możemy pozwolić, by w trybie Lex Developer powstawały inwestycje, które szkodzą miastu, zaburzają krajobraz i nie dbają o dobro wspólne”.
Na zakończenie konferencji ogłoszono rozpoczęcie zbiórki podpisów pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą. Jej celem jest wprowadzenie zasad takich jak: przeznaczanie połowy wzrostu wartości nieruchomości na inwestycje publiczne, wpisywanie się inwestycji w ład przestrzenny oraz zapewnienie transparentnych konsultacji. „Chcemy obronić miasto przed chaotyczną zabudową, korkami i dać mieszkańcom szansę na wartość dodaną” – podsumowano.
SOS Wrocław zachęca mieszkańców do śledzenia strony internetowej i mediów społecznościowych organizacji, by być na bieżąco z działaniami na rzecz zrównoważonego rozwoju miasta. „Wrocław zasługuje na coś dużo lepszego niż to, co widzimy obecnie” – zakończył Waniowski.
-
Sobota, 5 lipca, 10:00–13:00 – Nowy Dwór, Krzyżówka (https://maps.app.goo.gl/ySQUf5PjES3XDaQs5) – dyskusja o zabudowie między Żernicką a Rogowską, inwestycjach przy Strzegomskiej i zagrożeniach dla obwodnicy. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/1862416671219617/
-
Sobota, 5 lipca, 15:00–18:00 – Psie Pole-Zawidawie, przystanek MPK Psie Pole (https://maps.app.goo.gl/17DViSS13HzAYWr39) – walka z inwestycją przy al. Poprzecznej i transportowym chaosem. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/3932615673645690/
-
Niedziela, 6 lipca, 11:00–13:00 – Grabiszyn-Grabiszynek, skrzyżowanie FAT przy Tarasach Grabiszyńskich – tematyką będą tereny FAT, Hutmena i Strzegomska. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/23922048330809810/
-
Niedziela, 6 lipca, 15:00–18:00 – Pilczyce, skwer przy ul. Murarskiej i Rękodzielniczej – omówienie inwestycji między Lotniczą a Starogardzką, hali wielofunkcyjnej i Grobli Kozanowskiej. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/1177876660760411/
- Wtorek, 8 lipca 2025, 17:00-19:00 – Muchobór Wielki, Skrzyżowanie Mińskiej i Tyrmanda – omówienie inwestycji przy Awicenny, Granicznej oraz konsekwencji inwestycji w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla Szczegóły: https://www.facebook.com/events/4281870512137977
- Czwartek, 10 lipca, 17:00-19:00 - Gądów Mały, ul. Szybowcowa przy wejściu do Astry https://www.facebook.com/events/2420905428276497
Patodeweloperka panoszy się we Wrocławiu. Skończmy z okradaniem mieszkańców!
Wrocław staje przed wyzwaniem związanym z inwestycjami deweloperskimi realizowanymi w ramach specustawy mieszkaniowej, tzw. Lex Developer. Radny Piotr Uhle z Klubu Naprawmy Przyszłość alarmuje, że mechanizm ten prowadzi do niekontrolowanej zabudowy, spekulacji gruntami i ogromnych zysków dla deweloperów kosztem mieszkańców. Jakie konsekwencje niesie intensywna zabudowa i co mogą zrobić wrocławianie, by chronić swoje miasto?
Problem niekontrolowanych inwestycji
Wrocław staje się areną dynamicznych zmian urbanistycznych, które budzą coraz większe obawy mieszkańców. Kluczowym problemem są inwestycje realizowane w ramach specustawy mieszkaniowej, zwanej Lex Developer. Mechanizm ten umożliwia deweloperom omijanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, co prowadzi do powstawania nowych osiedli na terenach nieprzeznaczonych pierwotnie pod budownictwo mieszkaniowe. Radny Piotr Uhle z Klubu Naprawmy Przyszłość, w rozmowie z telewizją ECHO24, podkreśla powagę sytuacji: „Mieliśmy w zeszłym tygodniu poważną debatę na temat tego, w jaki sposób patodeweloperzy okradają mieszkańców z ich wartości dodanej, wypracowanej przez lata”. Grupa SOS Wrocław, aktywnie działająca na Facebooku, organizuje akcję na czterech osiedlach w weekend 5-6 lipca 2025 roku, aby zaprotestować przeciwko „chciwości patodeweloperów i ich niekontrolowanych inwestycji”. Uhle popiera tę inicjatywę, wskazując na potrzebę solidarności mieszkańców w walce o sprawiedliwe zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. W tle pojawiają się pytania o transparentność procesów decyzyjnych oraz rzeczywiste korzyści dla lokalnej społeczności.
Mechanizm Lex Developer: Zyski kosztem mieszkańców
Lex Developer, czyli specustawa mieszkaniowa, pozwala na realizację inwestycji mieszkaniowych z pominięciem miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz zapisów studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Jak wyjaśnia radny Uhle: „Lex Developer pozwala realizować inwestycje z pominięciem, w uproszczeniu, planu miejscowego zapisów studium, na przykład na terenach przeznaczonych na przemysł, albo na usługi, albo na terenach wojskowych, kolejowych, etc. Można wtedy budować mieszkania, mieszkania są oczywiście dużo bardziej zyskowne”. Taka zmiana przeznaczenia gruntów prowadzi do ogromnego wzrostu ich wartości. Według radnego, działka warta 10 milionów złotych po przekształceniu może osiągnąć wartość nawet 110-120 milionów złotych. „Przekształcenie tych działek sprawia, że zyskują bardzo na wartości. Działka warta 10 mln zł po przekształceniu może być warta 110-120” – mówi Uhle. We Wrocławiu złożono ponad 20 wniosków w trybie Lex Developer, które mogą przynieść deweloperom zyski rzędu 3-4 miliardów złotych. Radny podkreśla, że tak ogromne pieniądze są generowane „jedną decyzją administracyjną”, co budzi poważne pytania o sprawiedliwość podziału tych zysków.
Zagrożone tereny: Gdzie powstają nowe osiedla?
Inwestycje w trybie Lex Developer koncentrują się głównie w południowej, zachodniej i północnej części Wrocławia. Radny Uhle wymienia kluczowe lokalizacje, które budzą szczególne obawy: „Najpoważniejszy wniosek jest przygotowywany i cały czas lobowany przez różnych polityków, urzędników, biznesmenów na terenie Sołtysowic, teren dawnej cukrowni i obozu pracy. Tam pierwotnie było przewidzianych ponad 6 tysięcy mieszkań”. Inne problematyczne obszary to teren FAT-u, gdzie planowana jest zabudowa o powierzchni 80 tysięcy metrów mieszkań, Maślice przy ulicy Północnej, okolice Grobli Kozanowskiej, tereny między Żernicką a Rogowską, przy Strzegomskiej oraz na Różance przy ul. Wywrotnej, gdzie, jak mówi Uhle, „ktoś chce nam postawić Środę Śląską”.Te lokalizacje, często o znaczeniu historycznym lub przemysłowym, są przekształcane w intensywnie zabudowane osiedla mieszkaniowe. Szczególnie niepokojący jest fakt, że decyzje o takich inwestycjach podejmowane są w sposób nieprzejrzysty, a mieszkańcy często dowiadują się o nich na bardzo późnym etapie.
Brak transparentności: Tajemnicze „targi” w urzędzie
Proces decyzyjny związany z inwestycjami w trybie Lex Developer budzi poważne wątpliwości. Radny Uhle wskazuje na brak przejrzystości: „Trwają w tym momencie targi, kto, co dostanie. Organizowane są dziwne spotkania, organizowane są dziwne rodzaje ruchy, które sprawiają, że sprawa jest tylko mniej transparentna”. Mieszkańcy otrzymują jedynie szczątkowe informacje, a niektóre działania, takie jak roznoszenie ulotek deweloperów przez radnych, budzą podejrzenia o brak bezstronności. Uhle zauważa: „Niektórzy radni chodząc ulotkami dewelopera budując poparcie w radach osiedli”.Brak publicznego rejestru wniosków w trybie Lex Developer dodatkowo utrudnia mieszkańcom dostęp do informacji. „Nie ma żadnego rejestru z informacją, kto wystąpił na przykład o decyzje środowiskowe dla tych inwestycji” – podkreśla radny. Grupa SOS Wrocław już w lutym apelowała o utworzenie takiego rejestru, ostrzegając przed „tsunami Lex Developer”. Bez transparentności proces inwestycyjny staje się polem do spekulacji i potencjalnych nadużyć.
Konsekwencje intensywnej zabudowy: Miasto na skraju chaosu
Intensywna zabudowa planowana w ramach Lex Developer może mieć katastrofalne skutki dla infrastruktury miejskiej. Radny Uhle porównuje ją do zabudowy znanej z państw południowoamerykańskich lub wschodnioazjatyckich, wskazując na potencjalne problemy: „Najbardziej uderza mnie szczerze mówiąc chciwość, ze względu na to, że na niektórych z tych inwestycji wskazuje się intensywność zabudowy taką, którą znamy albo z takich państw południowo-amerykańskich. Na przykład z intensywną się zabudowy, podobną jak Medellín”. Wśród kluczowych zagrożeń wymienia przeciążenie układu komunikacyjnego, brak miejsc parkingowych oraz niewystarczającą infrastrukturę szkolną i usługową. „Wyobraźmy sobie, że cały ruch z tego nowego osiedla na Sołtysowicach miałby przez ulicę Poprzeczną wjeżdżać do Okrzei. Przecież to jest cały północny wschód Wrocławia wyłączony tak naprawdę z ruchu, bo nie będzie się dało tam tędy przejechać” – ostrzega radny. Problemy komunikacyjne są już widoczne w takich miejscach jak ulica Grabiszyńska czy okolice FAT-u, gdzie ruch na obwodnicy śródmiejskiej jest daleki od płynnego.
Propozycja rozwiązania: Sprawiedliwy podział zysków
Radny Uhle proponuje konkretne rozwiązanie, które mogłoby złagodzić negatywne skutki Lex Developer. Jego zdaniem, 50% wzrostu wartości nieruchomości w wyniku zmiany przeznaczenia gruntu powinno być przeznaczane na zadania publiczne. „50% wzrostu wartości nieruchomości idzie na zadania publiczne. (…) Na przykład na przebudowę układu komunikacyjnego w okolicy, na rozbudowy szkoły, na poprawę infrastruktury zielonej. Być może warto byłoby pomyśleć o rozbudowywaniu potencjałów w kontekście mieszkań komunalnych” – mówi Uhle.Obecne podejście miasta, które negocjuje umowy dające mieszkańcom maksymalnie kilkanaście procent wzrostu wartości nieruchomości, radny uważa za niewystarczające. „Do tej pory prezydent negocjował umowy, także zamiast tych 50%, uzyskiwaliśmy maksymalnie kilkanaście procent wzrostu wartości nieruchomości” – krytykuje. Za 3-4 miliardy złotych, które mogłyby wpłynąć do budżetu miasta, można by rozwiązać wiele problemów, takich jak budowa nowych szkół, tunelu kolejowego czy poprawa infrastruktury zielonej.
Rola mieszkańców: Solidarność osiedlowa i referendum
Mieszkańcy Wrocławia mają kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości swojego miasta. Grupa SOS Wrocław planuje akcję protestacyjną na czterech osiedlach w weekend 5-6 lipca 2025 roku, aby zwrócić uwagę na problem niekontrolowanych inwestycji. Radny Uhle zachęca do większej aktywności społecznej: „Mieszkańcy mogą po prostu zacząć marnować jeszcze więcej życia w korkach”. Podkreśla, że ostateczna decyzja należy do Rady Miejskiej i prezydenta, ale presja społeczna może wpłynąć na bardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcia.W rozmowie pojawiła się także kwestia potencjalnego referendum w sprawie odwołania władz miasta. Uhle pozostaje ostrożny, ale nie wyklucza takiej możliwości: „Pożyjemy, zobaczymy. Na dzisiaj wydaje mi się, że byłoby to błędem, ale rzeczywiście coś w polityce ma to do siebie, że jest dynamiczna i zmienna”. Wskazuje na „głęboki stan dekadencji” w urzędzie miasta i sugeruje, że obecna władza spieszy się z „dopinaniem” spraw istotnych dla różnych grup interesów przed końcem kadencji.
Czas na działanie
Problem inwestycji w trybie Lex Developer to jedno z największych wyzwań stojących przed Wrocławiem. Brak transparentności, intensywna zabudowa i niewystarczające korzyści dla mieszkańców budzą uzasadnione obawy. Radny Piotr Uhle apeluje o wprowadzenie sprawiedliwych zasad, takich jak przeznaczanie 50% wzrostu wartości gruntów na cele publiczne, oraz o większą przejrzystość procesu inwestycyjnego. „Za 3-4 miliardy złotych można bardzo wiele problemów rozwiązać” – podkreśla.Grupa SOS Wrocław, wspierana przez radnego, wzywa mieszkańców do działania. Akcja planowana na 5-6 lipca 2025 roku to dopiero początek walki o miasto przyjazne dla jego mieszkańców, a nie dla spekulacji deweloperskich. Czy wrocławianie zdołają wpłynąć na decyzje władz i ochronić swoje osiedla przed chaosem urbanistycznym? Klucz do zmiany leży w ich rękach.
Weekendowe Akcje SOS Wrocław: Czas na Walkę z Patodeweloperami!
-
Sobota, 5 lipca, 10:00–13:00 – Nowy Dwór, Krzyżówka (https://maps.app.goo.gl/ySQUf5PjES3XDaQs5) – dyskusja o zabudowie między Żernicką a Rogowską, inwestycjach przy Strzegomskiej i zagrożeniach dla obwodnicy. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/1862416671219617/
-
Sobota, 5 lipca, 15:00–18:00 – Psie Pole-Zawidawie, przystanek MPK Psie Pole (https://maps.app.goo.gl/17DViSS13HzAYWr39) – walka z inwestycją przy al. Poprzecznej i transportowym chaosem. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/3932615673645690/
-
Niedziela, 6 lipca, 11:00–13:00 – Grabiszyn-Grabiszynek, skrzyżowanie FAT przy Tarasach Grabiszyńskich – tematyką będą tereny FAT, Hutmena i Strzegomska. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/23922048330809810/
-
Niedziela, 6 lipca, 15:00–18:00 – Pilczyce, skwer przy ul. Murarskiej i Rękodzielniczej – omówienie inwestycji między Lotniczą a Starogardzką, hali wielofunkcyjnej i Grobli Kozanowskiej. Szczegóły: https://www.facebook.com/events/1177876660760411/
- Wtorek, 8 lipca 2025, 17:00-19:00 - Muchobór Wielki, Skrzyżowanie Mińskiej i Tyrmanda - omówienie inwestycji przy Awicenny, Granicznej oraz konsekwencji inwestycji w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla Szczegóły: https://www.facebook.com/events/4281870512137977
Podczas spotkań mieszkańcy, prowadzeni przez Piotra Uhle, omówią skutki niekontrolowanej zabudowy, zaproponują moratorium na nowe decyzje w trybie Lex Developer oraz podział zysków (50/50) na potrzeby lokalnych społeczności. To także szansa na budowanie solidarności osiedlowej i wspólne działanie na rzecz zrównoważonego rozwoju Wrocławia.
Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków SOS Wrocław do udziału. Prosimy o potwierdzenie obecności na kontakt@soswroclaw.pl do piątku, 4 lipca 2025 r., podając wybraną akcję. Kontakt: 690878781.
Bat na patodeweloperów: 50% zysku na nieruchomości na potrzeby mieszkańców
Lex Developer – mechanizm sprzyjający nadużyciom
Kim jest patodeweloper? Opinie ekspertów
Chaos urbanistyczny na wrocławskich osiedlach
Fikcja konsultacji społecznych
Propozycje rozwiązań – moratorium i podział zysków
Aktywiści z całej Polski przeciw feudalizacji samorządów
Osiemdziesięciu aktywistów lokalnych ruchów zgromadziło się w Zabrzu, by przeciwstawić się patologiom samorządów. Uczestnicy podpisali Manifest Zabrzański z dekalogiem dziesięciu najważniejszych postulatów, które środowiska obywatelskie wysuwają w celu uratowania samorządności przed upadkiem.
- Bardzo wielu włodarzy miast nie lubi oddawać mieszkańcomdecyzyjności i to jest duży problem – zaznaczył Kamil Żbikowski, radny z ruchu Lepsze Zabrze. - Feudalizacja, klientelizacja samorządu jest bardzo dużym problemem. Będzie to również tematem tego manifestu Zabrzęńskiego. Mam nadzieję, że nasze postulaty zostaną usłyszane ponieważ reprezentujemy naprawdę sporo środowisk, a może nas być jeszcze więcej – dodał jeden z autorów sukcesu referendum w Zabrzu.
- Zmierzch feudalizmu samorządowego jest na wyciągnięcie ręki. Samorząd to nie są gabinety, samorząd to nie są instytucje, samorząd to nie są funkcje i politycy – zaznaczał Piotr Uhle, radny z ruchu SOS Wrocław - Samorząd to są ludzie. Samorząd to jesteśmy my. I ludzie, którzy zajmują funkcje, są tylko emanacją woli społecznej – dodał radny z Wrocławia.
- Jeżeli nie zrobimy czegoś, to stracimy samorząd na dobre – mówił Jacek Strojny, radny z ruchu Razem dla Rzeszowa. - Ten manifest to próba likwidacji przyczyn choroby. Bo chorobę. Nie leczymy po objawach, tylko po jej przyczynach. Tu zmiana prawa jest konieczna – argumentował samorządowiec.
Po głównej części wydarzenia rozpoczęły się warsztaty o mechanizmach demokracji lokalnej i niezbędnych zmianach w ustroju samorządowym. Organizatorzy zapowiadają następne działania ruchu zbudowanego wokół Manifestu Zabrzańskiego.
MANIFEST ZABRZAŃSKI
My, mieszkańcy, społecznicy i samorządowcy naszych ukochanych miejscowości dostrzegamy pogłębiający się proces feudalizacji samorządów i patologii, które są z nim związane.
Stajemy przeciwko zamienianiu samorządów w udzielne księstwa, a wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w udzielnych książąt, otoczonych dworem, koteriami i licznymi grupami interesów.
Stajemy przeciwko niszczeniu demokracji lokalnej poprzez zastępowanie niezależnych mediów publikatorami zależnymi od władzy oraz tłumieniu krytyki poprzez ograniczanie dostępu do informacji publicznej i proceder finansowania działalności prawniczej nakierowanej na zastraszenie strony społecznej z budżetów samorządowych (tzw. SLAPP).
Stajemy przeciwko uzależnianiu rad gmin od wójtów, burmistrzów i prezydentów miast poprzez związywanie radnych w bezpośrednią lub pośrednią zależność finansową od gminy. Zamiast osłabiania faktycznej i formalnej roli kontrolnej rad gmin - stoimy po stronie jej wzmocnienia w sposób prawny oraz poprzez wsparcie ich działalności na poziomie eksperckim.
Stajemy przeciwko upartyjnieniu spraw samorządowych i za wyjęciem ich z systemu partyjnej lojalności, podległości i służebnej wobec karier politycznych roli.
Stajemy przeciwko kolesiostwu, nepotyzmowi, ustawianiu konkursów, systemowi wymiany stanowisk między zaprzyjaźnionymi
samorządowcami oraz innym patologiom, które godzą w dobre imię samorządu jako takiego.
To dobry moment, by dokonać generalnego przeglądu funkcjonowania Ustawy o Samorządzie Gminnym. Dlatego postulujemy:
-
Nawiązanie regularnej współpracy
Nawiązanie regularnej współpracy pomiędzy ośrodkami obywatelskimi sygnującymi niniejszy Manifest.
-
Podpisy za referendum - również elektronicznie
Wprowadzenie możliwości wyrażania poparcia mieszkańców dla lokalnych inicjatyw uchwałodawczych oraz referendalnych za pomocą narzędzi elektronicznych.
-
Ułatwienia w organizacji referendów lokalnych
Zmniejszenie kryteriów ważności referendów lokalnych do 5% uprawnionych do głosowania w celu rozpisania referendum oraz do frekwencji na poziomie 50% uczestniczących w wyborze odwoływanego organu, by było wiążące.
-
Wzmocnienie demokracji bezpośredniej oraz mechanizmów partycypacyjnych
Wzmocnienie demokracji bezpośredniej oraz mechanizmów partycypacyjnych, w tym wprowadzenie obligatoryjnych paneli obywatelskich w sprawie budżetu na kolejny rok i dnia referendalnego w gminach.
-
Zakaz czerpania bezpośrednich i pośrednich korzyści z majątku gminy przez radnych.
Wprowadzenie zakazu czerpania bezpośrednich i pośrednich korzyści z majątku gminy przez radnych.
-
Niezależne media lokalne, zakaz propagandy sukcesu za pieniądze mieszkańców.
Wprowadzenie skutecznego zakazu prowadzenia przez gminy mediów lokalnych oraz rozdziału działalności medialnej wójtów, burmistrzów i prezydentów miast od pracy urzędów im podległych.
-
Jawność życia publicznego - rejestry umów i wniosków o dostęp do informacji publicznej
Zwiększenie jawności życia publicznego poprzez wprowadzenie obowiązku prowadzenia Centralnego Rejestru Umów obejmującego umowy gminy i jednostek jej podległych oraz prowadzenia publicznego rejestru zapytań o dostęp do informacji publicznej wraz z ich treścią oraz treścią odpowiedzi.
-
Tylko dwie kadencje na funkcji wójta, burmistrza i prezydenta miasta.
Utrzymanie zakazu sprawowania funkcji wójta, burmistrza i prezydenta miasta dłużej niż dwie kadencje.
-
Mieszkańcy mogą zabierać głos na sesjach Rady Gminy.
Wprowadzenie prawa głosu bez konieczności zgody radnych na sesjach rady gminy
dla mieszkańców oraz reprezentantów jednostek pomocniczych.
-
Pakiet demokratyczny: prawa opozycji papierkiem lakmusowym demokracji
Wzmocnienie praw opozycji w radach gmin poprzez m.in. ustawową gwarancję większości radnych opozycyjnych w Komisji Skarg, Wniosków i Petycji oraz Komisji Rewizyjnej .
Prezydent nie wysłuchał głosu obywateli na najważniejszej sesji w roku
22 maja 2025 roku wrocławski Ratusz stał się nie tylko sceną samorządowego rozliczenia, lecz także areną społecznego buntu i nadziei. W ramach sesji absolutoryjnej radni debatowali nad raportem o stanie miasta i głosowali nad udzieleniem wotum zaufania prezydentowi. Ale to nie tylko głos radnych się liczył. Tego dnia to właśnie mieszkańcy – zgodnie z ustawą – mieli szansę zabrać głos. I wykorzystali ją z mocą, pasją i determinacją.
Niestety na sali zabrakło jednej osoby - prezydenta Jacka Sutryka, który zaraz po swoim dwugodzinnym wystąpieniu opuścił salę. To alegoria samorządności we Wrocławiu. Mieszkańcy i radni są tylko od grzecznego klaskania władzy. Na pytania, uwagi czy inne głosy mieszkańców miejsca po prostu nie było. Ta sytuacja powtarza się co rok i a taka postawa ze strony władzy zasługuje na specjalne miejsce w politycznym piekle.
Klecina: tramwaj to za mało, gdzie droga?
Wystąpienie Wiktora Maciejewskiego z Kleciny pokazało, że nawet najbardziej oczekiwane inwestycje – jak nowa linia tramwajowa – mogą stać się symbolem frustracji. Mieszkaniec precyzyjnie wyliczał: plan zagospodarowania z 2009 roku zakładał nie tylko torowisko, ale też drogę klasy zbiorczej. W dokumentach przetargowych o tej drodze ani słowa.
– „Jeśli bloki już stoją, to samochody gdzieś muszą jeździć. Bez nowej drogi tramwaj nie wystarczy. Ulica Buraczana już dziś się dławi. A Urząd Miasta zdaje się mieć Miejscowy Plan Zagospodarowania za zbędną pamiątkę” – mówił.
Osipczuk: Gdzie się podziały mieszkania z grantu?
Małgorzata Osipczuk z Fundacji Obywatel TBS ujawniła jeden z najpoważniejszych zarzutów wobec działań władz miejskich: możliwe nielegalne wykorzystanie rządowego grantu na cele inne niż wskazano we wniosku. W 2022 roku miasto pozyskało z Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa 8,85 mln zł na budowę 154 mieszkań. Tymczasem – jak pokazała Osipczuk – dziś mowa jest o budowie 30 mieszkań i świetlicy szkolnej, która ma pochłonąć aż 63% środków z grantu.
– „Świetlica ma stanąć na miejscu osiedlowego parkingu, plac zabaw ma zostać pomniejszony, a mieszkańców nikt o zdanie nie pytał. To my – mieszkańcy TBS – sfinansowaliśmy te tereny ze składek i partycypacji. Jakim prawem teraz się nam to odbiera?” – pytała.
Najmocniejszy akcent? Fragment pisma od prezesa Krajowego Zasobu Nieruchomości: „granty z FRM nie mogą być przeznaczone na lokale użytkowe, świetlice ani zadania własne gminy”. A jednak miasto Wrocław właśnie na to chce wydać te środki.
– „Zniknęły 124 mieszkania. Pojawiła się świetlica, która nie ma prawa być finansowana z tego grantu. To nie tylko błąd, to może być nadużycie prawa. Domagamy się audytu i konsultacji. Nic o nas bez nas!” – zakończyła Osipczuk.
Psie Pole: tramwaj widmo i autobusowy chaos
Eryk Matyka z Psiego Pola Zawidawia przyniósł na sesję model tramwaju i autobusu. Symboliczne rekwizyty, które – jak sam stwierdził – mieszkańcy tej części miasta najczęściej oglądają… na półkach. Tramwaj nie przyjeżdża, autobusy są rzadkie i przepełnione, linie skracane lub przedłużane bez sensu.
– „Miasto nie traktuje poważnie własnych danych z badań ruchu. Obiecuje tramwaj co wybory. Potem temat znika. I tak od lat. A mieszkańcy Zawidawia nie mają jak dojechać do pracy” – mówił.
Chwałek: zadłużenie, brak polityki mieszkaniowej i wyprzedaż majątku
Seweryn Chwałek zwrócił uwagę na cztery strategiczne kwestie: zadłużenie miasta, brak gminnego programu rewitalizacji, wyprzedaż lokali komunalnych oraz brak spójnej polityki mieszkaniowej i odpowiedzialnej struktury zarządzania majątkiem.
– „Mamy świetną koniunkturę, rekordowe wpływy budżetowe, a mimo to zadłużenie rośnie. Koszty jego obsługi to już 200 milionów złotych rocznie – równowartość 400 lokali komunalnych” – podkreślał. Dodał, że zamiast spłacać długi, miasto kieruje środki na bieżące wydatki, a nie na inwestycje prorozwojowe.
Szczególnie ostro skrytykował stagnację w sprawie rewitalizacji. – „Od 2018 roku próbujemy stworzyć gminny program rewitalizacji. Od 4 lat nie dzieje się nic. Mamy narzędzia ustawowe, środki finansowe, a mimo to stoimy w miejscu” – mówił, wskazując, że bez realnego programu rewitalizacji Wrocław traci szansę na poprawę warunków życia w zdegradowanych dzielnicach.
W jego ocenie równie krytyczna jest sytuacja w polityce mieszkaniowej. – „Nie prowadzimy żadnej spójnej polityki mieszkaniowej. Miasto nie buduje mieszkań, za to wyprzedaje lokale. W ciągu dwóch lat liczba wniosków o mieszkanie wzrosła o 50%, a mimo to sprzedano 800 lokali – często za ułamek wartości” – mówił.
Podkreślił, że obecna struktura zarządzania (dwie jednostki: ZZK i Wrocławskie Mieszkania) jest nieskuteczna. – „Potrzebna jest jedna nowoczesna, cyfrowa jednostka, która realnie zadba o miejski zasób mieszkaniowy. I trzeba skończyć z wyprzedażą lokali za 10% wartości” – apelował.
W swoim wystąpieniu nawiązał także do przykładów miast, które już wycofały się z masowej sprzedaży mieszkań. – „Warszawa potrafiła to zrobić. Czas, by Wrocław zbudował zasób mieszkaniowy, który stanie się fundamentem atrakcyjności miasta dla mieszkańców, a nie tylko okazją do jednorazowych wpływów budżetowych” – zakończył.
Kraszewska: XXI wiek bez toalet – dysproporcja, której nie da się obronić
Maja Kraszewska w swoim poruszającym wystąpieniu zwróciła uwagę na problem, który w XXI wieku nie powinien mieć już miejsca – brak podstawowych warunków sanitarnych w lokalach komunalnych. Przypomniała swoją wędrówkę po wrocławskich kamienicach sprzed siedmiu lat, w trakcie której odkryła, że ponad 2100 mieszkań zarządzanych przez miasto nie posiadało toalet.
– „Miasto chwali się innowacjami, nagrodami, prestiżem – a tymczasem w centrum Wrocławia ludzie wciąż żyją jak w XIX wieku. To skandaliczna dysproporcja” – mówiła. Dodała, że próbowała drogą mailową dowiedzieć się, ile takich mieszkań istnieje dziś – bezskutecznie.
– „Jeśli nie ma odpowiedzi, to być może nie ma się czym pochwalić” – skomentowała, wskazując, że informacja publiczna w tej sprawie jest prawem każdego mieszkańca. Zestawiła to z faktem, że prezydent miasta dysponuje miejscem parkingowym z windą na piętro historycznego budynku, w którym odbywała się sesja.
– „Żyjemy w XXI wieku. Nieczystości nie powinny być już problemem mieszkań komunalnych w europejskim mieście. Mamy prawo wiedzieć, co zostało zrobione w tej sprawie” – zakończyła. Jej apel spotkał się z poruszeniem wśród obecnych na sali.
Nowe Żerniki: wzorcowe osiedle bez szkoły
Dwie przedstawicielki Nowych Żernik przypomniały, że ich osiedle miało być modelowe. Jest urbanistycznie spójne, architektonicznie ciekawe – ale brakuje szkoły podstawowej. Przybywa dzieci, a pobliskie placówki są przepełnione.
– „Nowa szkoła to nie fanaberia. To inwestycja w przyszłość, w jakość życia, w bezpieczeństwo. I prosimy nie o wizje, tylko o konkrety – datę przetargu, miejsce w budżecie” – apelowały.
Karłowice: tranzyt przez osiedle grozi życiem
Mieszkanka Karłowic relacjonowała sytuację na ul. Konopnickiej – zbyt wąskiej, bez chodników, bez przejść, bez progów.
– „To tranzytowa arteria przez zabytkowe osiedle, gdzie dzieci idą do szkoły. A rada osiedla mówi, że nikt jeszcze nie zginął, więc nie ma problemu. Czy naprawdę musimy czekać na tragedię?” – pytała.
Lex deweloper, czyli konsultacje fasadowe
Damian Daszkowski w ostrych słowach skrytykował tryb lex deweloper.
– „To nie rozwój, to patologia. Buduje się szybko, bez szkół, bez dróg, bez zieleni. Bo radni z lewej i prawej strony ulegają deweloperom” – mówił.
Zielony Wrocław tylko na slajdach?
Krzysztof Lorek, najmłodszy z mówców, apelował o odważne inwestycje w zieloną infrastrukturę, walkę ze zmianami klimatu i ochronę przyrody.
– „Miasto mówi o łąkach i rewitalizacjach, ale dalej betonuje. Potrzebujemy ogrodów deszczowych, zielonych dachów, więcej drzew, mniej betonu. I to już, nie za dekadę” – mówił.
Obnażony system: WBO i konsultacje do poprawki
Krystian Adamski podsumował, jak wygląda realizacja projektów obywatelskich:
– „Fundusz Osiedlowy – biurokratyczna udręka. WBO – lata opóźnień. Konsultacje – fasada. Spotkania zapowiedziane, odwołane, bez transmisji. Obietnice składane, potem wymazywane z dokumentów” – wyliczał. I dodał: – „To nie jest dialog, to jest teatr.”
Chwaścik: Patologia, nepotyzm i czerwona kartka dla układu
Arkadiusz Chwaścik w swoim wystąpieniu nie szczędził słów krytyki wobec władzy wykonawczej i układu personalno-urzędniczego w mieście. Rozpoczął od mocnej tezy, że „Jacek Sutryk wprowadził system gabinetowy, miastem rządzi układ urzędniczy, a Rada Miejska stała się karykaturą władzy uchwałodawczej”.
W swoim przemówieniu przywołał nie tylko własne doświadczenia z udziału w miejskich konkursach, które określił mianem „ustawianych”, ale również wskazał na konkretne przypadki – w tym ocen, które jego zdaniem zostały przyznane bez przeprowadzenia realnej rozmowy. Zarzucił komisjom manipulacje i brak profesjonalizmu. – „Nie pytano mnie o nic, a później przyznano zero punktów w każdej kategorii. To obraza” – mówił.
Odniósł się też do sytuacji finansowania sportu we Wrocławiu, wskazując na ogromne różnice w dotacjach dla drużyn kobiecych i męskich oraz związek przydziałów z relacjami rodzinnymi. – „Drużyna kobiet dostała 70 tysięcy. Gdy przejął ją klub powiązany z rodziną urzędniczki – dotacja wzrosła do 580 tysięcy, a potem do 1,3 mln. A drużynę rozwiązano” – relacjonował.
Chwaścik zwrócił też uwagę na brak przejrzystości w miejskich spółkach, niską jakość obsługi i ograniczanie dostępu do informacji publicznej. Skrytykował również brak reakcji radnych na konkretne wnioski mieszkańców. – „Pan Leszczyński mówi o odpowiedzialności, ale nie dopuszcza nas do programów. Pan Krause dużo mówi, ale gdzie są wnioski do Sejmu i Senatu?” – pytał.
W podsumowaniu podkreślił, że „we Wrocławiu jest miejsce na zdrową konkurencję polityczną”, ale układ władzy wymaga zasadniczej zmiany. – „Pora pokazać Jackowi Sutrykowi czerwoną kartkę” – zakończył.
Co dalej?
Na koniec sesji prezydent nie odniósł się do żadnego z zarzutów. Nie padły deklaracje, nie zapowiedziano konsultacji, nie ogłoszono planu naprawczego. Dlaczego? Po prostu nie było go na sali a aroganckich wyczynów jego zastępcy, Michała Młyńczaka, aż szkoda komentować. A przecież mieszkańcy nie przyszli tam po kurtuazyjne podziękowania – tylko po sprawiedliwość, prawo do współdecydowania i poszanowanie ich codzienności.
Czy miasto wyciągnie z tego wnioski? Czy traktuje głos obywateli poważnie? Czy słyszy ich naprawdę?
Przekonamy się już niebawem – przy pracach nad budżetem na 2026 rok. Bo sesja absolutoryjna 2025 nie zakończyła się wraz z zamknięciem obrad. Jej echa będą brzmieć długo – na osiedlach, ulicach i w świadomości społecznej.
Wybory prezydenckie: PiS przegrywa Wrocław i zbiera owoce bierności
Ponad 35% wyborców utracił wrocławski PiS od poprzednich wyborów prezydenckich. Spośród dużych miast większe straty w elektoracie formacja Jarosława Kaczyńskiego poniosła wyłącznie w Poznaniu. Jak podziały, bierność i słabość struktur znalazły odzwierciedlenie w wynikach PiS w stolicy Dolnego Śląska? Zapraszamy do analizy.
Działacze PiS we Wrocławiu odmówili mocnego zaangażowania się w zbieranie podpisów za referendum w sprawie odwołania Jacka Sutryka, bo najważniejsze w ich opinii były wybory na Prezydenta RP. Liderzy partii, choć werbalnie wspierali ideę, to jednocześnie ją osłabiali, zwracając uwagę, że czas się skupić na polityce ogólnopolskiej. Należy zatem przyjąć, że wszystkie siły i środki zostały skierowane na kampanię Karola Nawrockiego a wynik wyborczy stanowi o realnej sile formacji.
Patrząc z tej perspektywy trudno nazwać wynik Karola Nawrockiego we Wrocławiu inaczej niż kompromitująco słabym. Formacja, która tytułuje się jedyną prawdziwą opozycją względem Jacka Sutryka i jeszcze niecałe dwa lata temu rządziła Polską przekonała do swojego kandydata mniej niż 19% Wrocławian. Ten wynik obnaża szereg słabości struktur partii, która im dalej od wyborów parlamentarnych tym bardziej pozostawia swój elektorat w osamotnieniu. Sygnały alarmowe nadciągały już od dłuższego czasu.
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje
Makatka o takiej treści zdobiła ściany wielu gospodarstw na terenie całej Polski, wielu naszych czytelników z pewnością ją pamięta. Siła tego hasła mieści się w odwołaniu do tradycji, o której we Wrocławiu zapomnieli chyba działacze partii Jarosława Kaczyńskiego. Formacji od lat brakuje spoistości do tego stopnia, że pęknięcia i podziały widoczne są gołym okiem przeciętnego obserwatora życia politycznego we Wrocławiu.
We wrocławskim PiSie rządzi selekcja negatywna. Biorące miejsca na listach, możliwości rozwoju, odpowiedzialne funkcje dostępne są wyłącznie dla zaufanych współpracowników obecnie rządzącej formacją grupy polityków. Od treści inicjatyw partii istotniejsze staje się kto będzie ich autorem. To pogłębia paraliż i uniemożliwia reagowanie na czas na zmieniającą się rzeczywistość. Gdy obie ręce zajęte są trzymaniem się stołka – trudno oczekiwać, że zostanie wykonana realna praca. Nie będziemy pisać o personaliach, bo nie znamy wszystkich uwarunkowań. Zasada wydaje się być jednak jasna.
Bez silnych struktur ani rusz
Organizacyjnie PiS we Wrocławiu to kolos na glinianych nogach. Partia nigdy nie miała masowego charakteru, jednak każde wybory są testem na siłę struktur. Tymczasem we Wrocławiu o kampanii Nawrockiego było dziwnie cicho. Główny ciężar wzięły na siebie organizacje bluszczowo oplatające PiS w całym kraju – Kluby Gazety Polskiej i inne organizacje pozarządowe.
Dlaczego tak się dzieje? Poza utraconym wpływem na obsadzanie stanowisk w przestrzeni publicznej decydująca jest właśnie selekcja negatywna. Zbyt duże struktury pełne ambitnych działaczy to zagrożenie dla prominentnych polityków. „Twój nożownik to domownik”, mówił Robert Górski wcielający się w postać Jarosława Kaczyńskiego w serialu „Ucho Prezesa”. I wydaje się, że trafił w samo sedno.
Duże partie są gotowe poświęcić Wrocław dla większych interesów
Pogłębiające się odrętwienie i słabość struktur niesie za sobą niebezpieczną myśl, która staje się uniwersalna dla wszystkich partii politycznych o silnym, ogólnopolskim sznycie. Ta myśl to przekonanie, że niezależnie od pracy u podstaw, za budowanie poparcia odpowiedzialna jest praca liderów partii w Warszawie i wsparcie mediów o profilu konserwatywnym. Że można nie przeprowadzać ważnych inicjatyw na poziomie lokalnym.
Ta myśl sprowadza jednak sprawy Wrocławia na dalszy plan. Samorząd jest traktowany przez wielkie partie instrumentalnie – jako narzędzie do budowania kariery, obszar do powielania zasięgu polityki ogólnopolskiej lub bezpieczna przystań. Gdy było trzeba – samorządy w całej Polsce, również we Wrocławiu, w wysoce skoordynowany sposób zajęły się projektami stanowisk wymierzanymi w politykę migracyjną rządu. Inicjatywa nie odnosiła się jednak do wrocławskich realiów i naszej specyfiki. A nikt racjonalnie myślący przecież nie stanie przy stanowisku, że o strategii migracyjnej należy poważnie rozmawiać. Tylko nie o to tu chodziło. Chodziło o politykę ogólnopolską a działacze PiS nie byli w stanie w wiarygodny sposób temu zaprzeczyć.
Stanowisko PiS w sprawie wotum zaufania dla Sutryka: niech trwa i szkodzi PO, nawet kosztem Wrocławia
Niestety, podobną postawę zaprezentował PiS w trakcie wczorajszej sesji Rady Miejskiej. Papierkiem lakmusowym na intencje polityków partii Jarosława Kaczyńskiego we Wrocławiu była propozycja przesunięcia debaty nad wotum zaufania na termin po wyborach prezydenckich, by sprawy ogólnopolskie nie przyćmiły zaniedbań i patologii ekipy Jacka Sutryka.
Niestety – oznaczałoby to również, że nie dałoby się wykorzystać tych patologii do kampanii prezydenckiej kandydata popieranego przez PiS. Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego nie odpuścili okazji, nie poparli wniosku o zmianę terminu obrad i w wystąpieniach mocno atakowali prezydenta Wrocławia, przypominając jego powiązania z Rafałem Trzaskowskim.
Same wystąpienia nie były szeroko cytowane i wszystko wskazuje na to, że nie staną się przysłowiowym gamechangerem. Być może więcej dobrego dla kampanii kandydata wspieranego przez PiS we Wrocławiu uczyniłaby po prostu jego obecność, ale sztab kandydata i lokalne struktury najwyraźniej nie są na to gotowe.
Wrocławska cena bierności i osamotnienia wyborców
Wszystkie te formacje złożyły sprawy Wrocławia na ołtarzu ogólnopolskiej polityki w trakcie zbierania podpisów pod inicjatywą referendalną za odwołaniem skompromitowanego Jacka Sutryka. Dla wszystkich tych formacji obywatelska energia budowana poza klasycznym podziałem była olbrzymim zagrożeniem.
Wyborcy PiS chętnie angażowali się w inicjatywę. Gdy wolontariusze SOS Wrocław zbierali podpisy, często musieli odpowiadać na pytanie: dlaczego PiS nic nie robi? Partia Jarosława Kaczyńskiego osamotniła swoich wyborców w bardzo ważnym dla nich obszarze życia politycznego – bowiem jest wśród nich bardzo liczna grupa osób ze specjalnym miejscem dla Wrocławia w sercu. To ludzie, którzy widzieli podnoszenie Wrocławia z ruin, którzy własną pracą budowali niezależność Wrocławia, angażowali się w Solidarność i po prostu nie mogą znieść bezczynnego przyglądania się podczas gdy sprzeniewierzana jest praca pokoleń, która składa się na niepowtarzalną siłę i charakter Wrocławia.
Osamotnienie wyborców to jeden z największych grzechów, które mogą popełnić politycy. Osłabia lojalność, zmniejsza zaangażowanie i sprawia, że elektorat zaczyna się rozglądać. Choćby po to, by pokazać swoim reprezentantom żółtą kartkę.
Niewykluczone, że w elektoracie PiSu zaszedł proces podobny jak wśród wyborców Platformy Obywatelskiej. Część z nich, rozczarowanych postawą wrocławskiej PO poparła w ubiegłym roku Izabelę Bodnar na prezydenta Wrocławia i Adriana Zandberga w tym roku na prezydenta Polski. Jak wyglądały przepływy wyborców z PiS do innych kandydatów o konserwatywnym profilu? Z pewnością pojawią się badania, które ukażą esencję tego procesu.
Wynik Karola Nawrockiego we Wrocławiu nie jest zaskoczeniem. Jest skutkiem szeregu słabości i błędów formacji, która go popiera. W innych miastach być może PiS ma skuteczniejszych i mniej skłóconych działaczy i dlatego osiąga lepsze wyniki.
We Wrocławiu duopol rozszczelnia się własną słabością. Ale to problem PiSu i Platformy. Dla mieszkańców może to być paradoksalnie dobra wiadomość.
Wrocław: Wyborcy lewicy wybrali zasady a nie układy
W trakcie wyborów prezydenckich toczyło się kilka rozgrywek. Większość osób śledziła potyczkę Rafała Trzaskowskiego z Karolem Nawrockim. Jednak nie mniej interesujące, szczególnie we Wrocławiu, było swoiste referendum na lewicy. Ścierała się tam opcja dogadywania się z układem na rzecz rzekomej „sprawczości”, reprezentowana przez Magdalenę Biejat z opcją powrotu do zasad i źródeł lewicy, którą reprezentował Adrian Zandberg.
Na poziomie kraju rozstrzygnięcia nie wydają się bardzo wyraziste. Adrian Zandberg zdobył 4,86% głosów i wygrał z Magdaleną Biejat, której zaufało 4,23 wyborców. Różnica między kandydatami to około 120 tysięcy głosów. Osiągnięcie Zandberga jest oczywiście niepodważalne, gdyż wystarczy porównać nakłady na produkcję i promocje wieców obojga kandydatów we Wrocławiu. Kandydat partii razem korzystał z doraźnie skleconych sprzętów, rozstawianych przez partyjnych entuzjastów, tymczasem kandydatka Nowej Lewicy rozstawiła sprzęt wart setki tysięcy złotych a jej wiec wyglądał jak koncert mega gwiazdy. Różnica polegała na tym, że na tanie wydarzenie Zandberga przyszły około 2 tysiące uczestników, na megaprodukcję Biejat – kilka setek widzów, złożonych w znacznej mierze ze starych działaczy SLD.
Wrocławianie w niedzielę zagłosowali przy urnach podobnie jak wcześniej nogami na wiecach. Potężny Wiking, jak określił Zandberga internet, zdobył w stolicy Dolnego Śląska 10,5% poparcia a Magdalena Biejat jedynie 6,2%. Stało się mimo dużo lepszego dostępu do mediów publicznych, partycypacji we wrocławskiej i dolnośląskiej władzy i dużo większych pieniędzy, którymi dysponuje partia Czarzastego we Wrocławiu.
Dlaczego lewica Czarzastego przegrała Wrocław?
Odpowiedzi należy szukać w programie wiecu Adriana Zandberga na wrocławskim Placu Solnym. Mówił wówczas do zgromadzonych, że „Potrzebujemy silnego państwa. A sprawne państwo nie może być takim, które zostało skolonizowane przez panów Sutryków”, a zgromadzony tłum zareagował prawdziwym entuzjazmem.
Jako SOS byliśmy również na wiecu Magdaleny Biejat, gdzie prezentowaliśmy lewicowe tłuste koty Sutryka. Wielu zgromadzonych gratulowało nam akcji, przybijało piątki i zapewniało o poparciu. Nie wyłączając aktywnych działaczy lewicy, również zasiadających na intratnych miejskich stanowiskach. Jednak nie sama kandydatka. Ta odmówiła zrobienia sobie zdjęcia z tłustymi kotami a ochrona wydarzenia przez pewien czas reagowała nerwowo.
Spór na lewicy: mieć czy być
I na tym polega różnica. Otóż Nowa Lewica we Wrocławiu uwikłana jest po same uszy w afery Jacka Sutryka. To lewica zapewniła Sutrykowi możliwość startu, choć od samego początku wiadomo było, że jest zamieszany w korupcyjną aferę Collegium Humanum. Dlaczego to zrobiła? Być może dlatego, że jej radni – Czesław Cyrul, Dominik Kłosowski i Bartłomiej Ciążyński pełnymi garściami sięgali po publiczne, miejskie pieniądze i pod pretekstem różnego rodzaju zleceń napychali sobie setkami tysięcy złotych kieszenie. Być może dlatego, że Arkadiusz Sikora, dziś poseł i współprzewodniczący Lewicy na Dolnym Śląsku przez lata pobierał kilkanaście tysięcy złotych w miejskiej spółce Spartan a pytany o zakres obowiązków nie był w stanie udzielić klarownej odpowiedzi? Być może dlatego, że jego miejsce w zarządzie Spartana zajął – bez konkursu – Paweł Szumniak, człowiek zarządu wrocławskiej lewicy? Może wreszcie wiedzą, że gdy szef wrocławskich struktur partii, Bartłomiej Ciążyński jest oskarżony o oszustwo, trudno występować w roli adwokata zasad i moralności w polityce?
A może dlatego, że wcześniej radni lewicy z Dominikiem Kłosowskim gorliwie zwalczali działalność aktywistów protestujących przeciw betonozie? Na każde zawołanie byli gotowi dokonać każdej niegodziwości o ile służyła ich politycznemu pryncypałowi – Jackowi Sutrykowi?
Komu służą prominentni politycy lewicy we Wrocławiu? Bo na pewno nie mieszkańcom
Być może kluczem do odpowiedzi na to trudne pytanie są dziwne wycieczki radnego Kłosowskiego po radach osiedli, gdzie według relacji uczestników ma pokazywać broszurę jednego z deweloperów i ordynarnie lobbować na jego rzecz? I fakt, że nie przeszkadzało mu to, by stać na konferencji prasowej z Tomaszem Lewandowskim, wiceministrem rozwoju i technologii z Nowej Lewicy, na której formacja ze wzruszeniem w oczach opowiadała o tym, że polityka mieszkaniowa w Polsce nie służy obywatelom, tylko deweloperom.
Chyba wiedzieli o czym mówili. Dominik Kłosowski to były przewodniczący specjalnie powołanej rok temu komisji polityki mieszkaniowej, która była oczkiem w głowie Lewicy. Wsławił się tym, że przez rok nic nie zrobił, by poprawić tę politykę. Posiedzenia były rytualne, polegały na odklepywaniu opinii dla uchwał prezydenta i często kończyły się po 15 minutach. W czyim interesie była bierność polityka lewicy w tak newralgicznym obszarze jak rozwój budownictwa społecznego? Kto skorzystał na kompletnie niespełnionej obietnicy budowy nowych mieszkań komunalnych i dramatycznie opóźnionym projekcie SIM Wrocław? Z pewnością nie mieszkańcy.
Czy dziwi zatem kogokolwiek, że wyborcy zaufali bardziej mieszkaniowym propozycjom Adriana Zandberga niż Magdaleny Biejat?
Interes mieszkańców złożony na ołtarzu karier politycznych
W oficjalnych wypowiedziach lewicy chodzi o to, by załatwiać sprawy dla mieszkańców. O mityczną sprawczość. Rzeczywistość weryfikuje jednak te słowa podobnie jak zweryfikował Magdalenę Biejat Adrian Zandberg w trakcie debaty, gdy powiedział: Magda, o czym ty mówisz. Przecież bez was ten rząd nie ma większości. Gdybyście się postawili w tej sprawie, to mogliście to przeforsować. Rzecz polega na tym, że tego nie zrobiliście. Magda, to nie chodzi o polityczne przepychanki, tylko o krzywdę tysięcy ludzi. Naprawdę są ważniejsze rzeczy, niż stołek marszałka Sejmu dla Włodzimierza Czarzastego.
I podobnie we Wrocławiu. Za wielkimi słowami o sprawach mieszkańców kryją się stołki dla prominentnych działaczy. Bo obiecywane Co budzi uzasadniony niesmak ideowych działaczy lewicy.
Wyborcy wybierają: być. Działacze wolą mieć.
Ludzie to widzą i dlatego to Zandberg a nie Biejat zdobył 40 000 głosów wrocławian. Jednak działacze nowej lewicy wiedzą, że w tej kadencji samorządu trafiło im się jak ślepej kurze ziarno. Wykorzystali słabość Jacka Sutryka, który nie był w stanie zagwarantować sobie poparcia lokalnych działaczy Platformy Obywatelskiej i dogadali dla siebie tłusty kawał Wrocławia jako zdobycz wyborczą. Wiedzą, że każda zmiana obecnego statusu będzie wiązała się z oderwaniem od koryta. A każdy dzień spędzony w tym komfortowym otoczeniu smakuje tak wybornie…
Tylko wyborców zmaga obrzydzenie. Wynik Zandberga to nie tylko siła partii Razem. To bunt przeciwko koryciarskiej koalicji Sutryka z Nową Lewicą i Platformą Obywatelską. To przestrzeń, w której schronili się wyborcy nie wyobrażający sobie głosowania na PiS z jednej strony a nie potrafiący zmusić się do głosowania na Trzaskowskiego w imię presji boomerów, X-ów i poprawnych politycznie millenialsów.
We Wrocławiu partie lewicowe osiągnęły historyczny wynik – ponad 17 procent. To przykład na to, jak marnotrawiony jest potencjał przez działaczy partii Czarzastego. To poparcie, którego mogli sięgnąć działając konsekwentnie i samodzielnie, którego już nigdy nie będą już w stanie wokół siebie skupić. Bo przegrali referendum o przyszłość lewicy, a historyczny moment słabości ideowej KO oraz kompromitująco słabej kampanii PiS już się może nie powtórzyć.
Przyszłość lewicy we Wrocławiu: nowe elity, nowe idee, nowe instytucje
Jeżeli wyborcy o lewicowej wrażliwości chcą we Wrocławiu coś znaczyć – muszą postawić swoim wybrańcom poprzeczkę nieco wyżej. Nie może im wystarczać, że mają jakąś reprezentację. Ta reprezentacja poza gotowością na układy z obecną władzą (którakolwiek by nie rządziła – z Bezpartyjnymi Samorządowcami jak widać na przykładzie Dominika Kłosowskiego również jest w stanie żyć), musi reprezentować sobą jakieś zasady.
Nie mamy złudzeń co do tego, że w Nowej Lewicy nie jest brak ideowych działaczy, którzy mają ochotę zrobić różnicę. Niestety – ich wrocławskie elity są do cna zepsute i nastawione na handlowanie poparciem w imię realizacji własnych interesów ekonomicznych.
Egzamin przed partią Razem
Lewica we Wrocławiu potrzebuje całkowitej wymiany elit, nowych instytucji i nowych idei. Bez tego pozostanie bezbronna w rzeczywistości wyborczej, w której wyborcy coraz łatwiej oswajają się z argumentami wypowiadanymi przez chadeków i konserwatystów o socjalnym programie.
Czy partia Razem będzie gotowa odpowiedzieć na to wyzwanie i nie sprzeniewierzyć historycznej szansy? Czy będzie w stanie utrzymać zainteresowanie oraz atrakcyjny, propaństwowy i prorozwojowy program? Czy znajdzie odpowiedź na to jak pogodzić postulaty o charakterze propaństwowym ze światopoglądowymi „tematami z amerykańskich kampusów”, jak zdarzyło się mówić liderowi tej partii? Czy uda jej się utrzymać aktywność 3000 nowych członków partii?
Odpowiedź na te pytania poznamy wkrótce. A z jej treści będziemy mogli wywnioskować czy lewicowa część Wrocławia będzie jeszcze kiedyś miał skuteczną reprezentację w miejskim samorządzie.
Ciąg dalszy nastąpi.
Weronika Winiarska
Platforma we Wroclawiu poniosła klęskę. Dlaczego?
Zakończyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Referendum nad obozem rządzącym zakończyło się klęską koalicji rządzącej Polską. Uzbierała jedynie 40% poparcia, na które składają się głosy oddane na Rafała Trzaskowskiego, Szymona Hołownię i Magdalenę Biejat. Same głosy oddane na Nawrockiego, Brauna i Mentzena mogłyby wystarczyć, by dać opozycji zwycięstwo w drugiej turze. Na koalicjantów padł blady strach.
Jednak z tych wyników należy wyciągać dalej idące wnioski, niż tylko te, kto ma największe szanse na zamieszkanie przy Krakowskim Przedmieściu pod przysłowiowym żyrandolem.
Erozja poparcia dla Koalicji Obywatelskiej we Wrocławiu
Te wyniki to realny i niepodważalny sondaż poparcia dla formacji politycznych, gdyż były aż do bólu upartyjnione. Poparcie dla kandydatów nie oznacza uznania ich przymiotów lub przywar. Jest oceną stanu politycznego ducha narodu. Z tego należy wyciągnąć wnioski dla Wrocławia oraz wskazać odpowiedzialnych za tę sytuację.
Wynik Rafała Trzaskowskiego w stolicy Dolnego Śląska trudno uznać za sukces.
W tym roku we Wrocławiu uzyskał 39,67% głosów. W porównaniu z wynikiem z 2020 roku to znaczący spadek o blisko 4 punkty procentowe.
W warunkach pełnego wsparcia ze strony mediów publicznych oraz prywatnych, zaangażowania wszystkich organów państwa i samorządu – trudno taki spadek traktować inaczej niż zapowiedź poważnego problemu.
To oznacza, że poparcie dla KO, z mozołem odbudowywane we Wrocławiu, zostało w znacznej części roztrwonione.
Złe decyzje konkretnych ludzi
Jednak myliłby się ten, który liczy na to, że platformerski lud zaczyna wyciągać wnioski. Partyjne doły już huczą, że nie kolesiostwo i układy, które obciążają obecną władzę, są przyczyną utraty poparcia. Dla nich przyczyną jest ciemny naród, który najwyraźniej nie dorósł do światłego przewodnictwa Rafała Trzaskowskiego.
Większość mediów, aparatczyków i radykałów nie chce dostrzegać, że pogłębiający się kryzys Koalicji Obywatelskiej na Dolnym Śląsku, a w szczególności w jego stolicy, może mieć wpływ na poparcie dla ich kandydata. Winni tego wyniku są konkretni ludzie, z imienia i nazwiska: Jacek Sutryk, Renata Granowska, Damian Żołędziewski i ich świta rządząca Wrocławiem; samorządowcy skupieni wokół Romana Szełemeja; wykonawcy ich poleceń – posłanka Anna Sobolak, przewodnicząca Rady Miejskiej Wrocławia Agnieszka Rybczak i szef KO w Radzie Robert Leszczyński, a także większość ich radnych miejskich i sejmikowych, z niechlubnymi przykładami niedawnych aktywistów, a dziś politykierów na służbie skompromitowanej elity władzy.
Działacze Platformy starają się nie dostrzegać, że brak własnego kandydata w wyborach samorządowych osłabił lojalność elektoratu. Udają, że nie widzą konsekwencji wejścia w koalicję w sejmiku z Bezpartyjnymi Samorządowcami, których wcześniej przez lata KO odsądzała od czci i wiary.
Sprzeniewierzenie się zasadom i obietnicom złożonym wyborcom
Zamykają oczy na patologie Jacka Sutryka i Renaty Granowskiej. Udają, że nie widzą afery korupcyjnej Collegium Humanum, olbrzymiej karuzeli fikcyjnych stanowisk i rad nadzorczych, którymi wymieniali się samorządowcy pod przewodnictwem prezydenta Wrocławia. Zamykają oczy na przyznawanie milionowych dotacji dla męża wiceprezydent Granowskiej i załatwianie mu fuch, by mógł dorobić w sierocińcu. Zamykają oczy na to, że podobne dotacje otrzymuje mąż przewodniczącej Rady Miasta. Starają się nie widzieć problemów z kilkunastoma mieszkaniami jednego z ministrów i powielania wrocławskich schematów w państwowych instytucjach i spółkach. Patrzą w inną stronę, gdy niszczony i degradowany do niższej klasy rozgrywek jest Śląsk Wrocław.
Platformo, ludzie na was patrzą. Nie wstyd wam?
Problem w tym, że elektorat to widzi i ocenia. Dla Koalicji Obywatelskiej rządy uzyskane w 2023 roku to druga szansa, którą dali jej wyborcy. Utrata nadwątlonego zaufania jest dużo łatwiejsza niż za pierwszym razem, a partyjny aktyw nie wyciąga z tego wniosków, bo nie usuwa obciążeń. Politykom się wydaje, że jedna afera nie wywróci układu władzy, że jeżeli jedna afera ujdzie płazem – ujdą płazem następne. Tymczasem każda z afer, każda z niegodziwości odkłada się w dotkliwej formie i generuje straty w poparciu Koalicji Obywatelskiej.
Jacek Sutryk, mimo prokuratorskich zarzutów, nadal cieszy się bezwarunkowym poparciem KO w Radzie Miejskiej i piastuje funkcję prezesa ZMP, a Jacek Karnowski zapowiada po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego wprowadzenie tzw. Lex Sutryk, czyli zniesienie limitu dwóch kadencji na samorządowym tronie dla wielkomiejskich baronów. Mądre głowy z ZMP dodają do tego propozycję wcześniejszych emerytur dla dwukadencyjnych prezydentów.
Renata Granowska, którą kompromituje kolesiostwo, nepotyzm, stołowanie się za publiczne pieniądze w luksusowych restauracjach i notoryczne popadanie w konflikt interesów, nadal jest szefową PO we Wrocławiu, nadal jest pierwszą wiceprezydent Wrocławia, nadal dzieli i rządzi miejskimi oraz wojewódzkimi fruktami. Agnieszka Rybczak, mimo oczywistego konfliktu interesów, nadal zasiada na swoim stanowisku. Prezesi spółek z nadania partii – radny Marek Łapiński, obciążony niszczeniem TBS na rzecz koszykarskiego Śląska Wrocław, zasiada w Spartanie, skompromitowany Dariusz Kowalczyk na lotnisku, Paweł Karpiński w Ekosystemie. Skompromitowana Agata Gwadera-Urlep, która pobrała nienależną delegację, pobiera sowite uposażenie w Spartanie. Była radna KO, Marta Kozłowska, w MPWiK. Radni miejscy nie mogą już pracować w instytucjach miejskich, znajdują za to pracę w kontrolowanych przez Koalicję Obywatelską instytucjach Urzędu Marszałkowskiego.
Skrzywdzeni mieszkańcy wystawiają rachunek
Nikt nie przeprosił mieszkańców ulicy Letniej, Szybkiej, Walońskiej czy Browarnej za poniżenia, odmawianie wysłuchania i budowy betonowych patoosiedli za oknem. Nikt nie przeprosił pracowników DPS za głosowanie przeciwko podwyżkom dla opiekunów. Nikt szczerze nie przeprosił pana Jerzego, któremu Jacek Sutryk zalecił więcej mycia, a mniej internetu. Prezydent Sutryk do tej pory nie przeprosił kibiców Śląska Wrocław za spadek do niższej klasy rozgrywek.
Nikt rzetelnie nie wytłumaczył klubom sportowym, dlaczego muszą płacić krocie za użytkowanie boisk podległych MCS. Nikt nie przeprosił spółdzielców z Piasta za przyzwolenie na patologie w remoncie esplanady na placu Grunwaldzkim. Nikt nie przeprosił armatorów jednostek pływających po Odrze za niszczenie infrastruktury rzecznej w mieście. Nikt nie przeprosił mieszkańców lokali komunalnych za lata poniżającego egzystowania w mieszkaniach z toaletami na korytarzu. Nikt nie przeprosił rodziców i nauczycieli społeczności specjalnego ośrodka przy ul. Lutra za siłową likwidację i zniszczenie wartościowego zespołu. Nikt też nie przeprosił mieszkańców Jagodna za realizację nowej części miasta w sposób daleki od obiecywanej wcześniej wizji osiedla kompletnego.
Platformą rządzą patopolitycy i nikt nie widzi w tym żadnego problemu
Wnioski nie są wyciągane, co więcej, osoby odpowiedzialne za ludzką krzywdę i – w efekcie – trwonienie poparcia dla środowiska politycznego, które za nią odpowiada, nadal zasiadają na swoich stanowiskach. Nadal pobierają olbrzymie pieniądze z naszych kieszeni. Nadal decydują o strategicznych kierunkach rozwoju naszego miasta i zamiast szukać rozwiązań dla problemów mieszkańców, bajają o budowie hali widowiskowej za ponad miliard złotych.
Dodatkowo, Renata Granowska, by chronić swoją pozycję przed wewnątrzpartyjną krytyką, poprzez swoją współpracowniczkę, szefową Rady Miasta Agnieszkę Rybczak, umieściła sesję absolutoryjną między pierwszą a drugą turą. Z KO nikt nie odważy się krytykować Sutryka, bo to przecież może zaszkodzić Trzaskowskiemu. Będą liczyli na to, że nikt tego nie zauważy i grzecznie zagłosują za wotum zaufania dla skompromitowanego prezydenta. Kto poniesie odpowiedzialność, gdy okaże się, że ktoś jednak zauważy?
Co będzie z drugą turą? Czy ktoś wyciągnie wnioski z kompromitacji KO?
Tymczasem znamy sondaże przed drugą turą wyborów. Co prawda Rafał Trzaskowski wygrywa z Karolem Nawrockim 46% do 44%, ale nadal mamy 4% wyborców niezdecydowanych oraz 6% wyborców odmawiających odpowiedzi. Trudno spodziewać się, że wśród osób, którym brak zaufania do pracowni badawczych, przewagę będą mieli zwolennicy obecnej władzy.
By wygrać drugą turę, kandydaci będą musieli zdobyć znacznie ponad 10 milionów głosów. Wszystko wskazuje na to, że wybory rozstrzygną się „na żyletki”. Zadecydować może kilkadziesiąt do stu kilkudziesięciu tysięcy głosów. Czy kojarzony z Jackiem Sutrykiem Rafał Trzaskowski będzie mógł liczyć na dodatkową mobilizację wrocławianek i wrocławian? Czy przy urnie stawią się liczeni w tysiącach mieszkańcy obrażeni, skrzywdzeni albo wprost zaatakowani przez obecną władzę? W imię czego mieliby to zrobić? Jeżeli w Platformie jest ktoś, kto realnie myśli o zwycięstwie, powinien zadać sobie to pytanie.
Jednak coś nam mówi, że we Wrocławiu będzie po staremu. Bo wszystkim tak jest wygodnie. Bo każdy miesiąc trwania to dopięte umowy, opłacone faktury i wypłacone pensje. Bal na statku trwa. Czy ktoś jest gotowy odczytać nazwę tego statku? Czy dobrze widzimy tam napis „Titanic”?
Ciąg dalszy nastąpi.
Krystian Adamski i Damian Daszkowski
Sprawozdanie z finansowania działalności komitetu SOS Wrocław
Szanowni Państwo,
Minął miesiąc od złożenia przez nas podpisów w PKW. Zgodnie z obietnicą – choć co do zasady nie mamy takiego formalnego obowiązku – chcemy podsumować finansową stronę działalności komitetu.
Nasze działania wsparło również stu kilkudziesięciu darczyńców. Łączna kwota przekazanych darowizn to 90 023,33 zł. Z własnych kieszeni na działania referendalne przeznaczyliśmy 15 375,54 zł.
Oznacza to, że łącznie na działania referendalne dysponowaliśmy budżetem w wysokości 105 398,87 zł.
Dziś chcemy Państwu przedłożyć sprawozdanie z tego jak wydatkowaliśmy te środki. Serdecznie dziękujemy za każdą przekazaną złotówkę. To dzięki Państwa wsparciu mogliśmy realizować kampanię na dość szeroką skalę a mieszkańcy mogli dowiedzieć się więcej o tym dlaczego referendum we Wrocławiu było konieczne.
- Największą pozycją były koszty reklamy - 49 480,39 zł, w tym w szczególności:
- Platforma Meta - 16 744,45 zł
- Platforma Google – 10 000,00 zł
- Ekspozycja plakatów na słupach reklamowych – 16 531,20 zł
- Obwieszczenie w Gazecie Wyborczej – 3 690,00 zł
- Mobile reklamowe - 2 514,74 zł
- Kolejną pozycją były wydruki - 20 376,63 zł, w tym m.in.:
- Plakaty
- Banery
- Tablice na konferencje prasowe
- Tłuste koty Sutryka
- Identyfikatory wolontariuszy oraz naklejki na clipboardy
- Ulotki rozdawane mieszkańcom
- Kolejną pozycją był najem biura komitetu w NOT - 11 537,40 zł
- Następna pozycja to wyposażenie ponad 250 wolontariuszy - 7 933,04 zł, w tym m.in.:
- Kamizelki z nadrukiem
- Smycze
- Clipboardy
- Długopisy
- Etui na identyfikatory
- Kolejna pozycja to wyposażenie stoisk – 7 107,88 zł, w tym m.in.:
- Namioty reklamowe
- Trybunki reklamowe
- Potykacze
- Windery
- Następna pozycja to koszty organizacji spotkań z mieszkańcami - 6 358,50 zł, w tym m.in.:
- Najem sal
- Najem sprzętu nagłośnienieniowego
- Ostatnia pozycja to tzw. koszty pozostałe - 2 605,03 zł, w tym m.in.:
- Artykuły biurowe
- Kostki Sutryka
- Gra football manager, którą wręczyliśmy panu prezydentowi
- Koszty portalu x.com
- Koszty bankowe
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy. Wierzymy, że Państwa wsparcie zostało wykorzystane najlepiej jak byliśmy w stanie i poprawiło jakość demokracji lokalnej w naszym mieście.