Rewitalizacja TERAZ! Wrocławianie zasługują na rzetelny program rewitalizacji

Przywrócenia prac nad Gminnym Programem Rewitalizacji domagają się aktywiści i aktywistki SOS Wrocław oraz mieszkańcy Wrocławia. Grażyna Wilk, radna osiedlowa z Ołbina rozpoczęła zbiórkę pod petycją „Rewitalizacja TERAZ”, w której zwraca uwagę na niedokończoną przez prezydenta miasta oraz radnych robotę na specjalnie zwołanej konferencji prasowej na jednym z ołbińskich podwórek.

Kliknij tutaj >> Podpisz petycję <<

Wrocław nadal bez programu rewitalizacji

- Wrocław nadal nie ma programu rewitalizacji – mówi Grażyna Wilk. - Rada miasta przystąpiła do jego sporządzenia w 2021 roku i nic. Prezydent przez 4 lata nic nie zrobił. Kleczków Nadodrze, Ołbin, Plac Grunwaldzki, Przedmieście Świdnickie, Trójkąt, Księże i Brochów wszędzie tam urzędnicy stwierdzili, że potrzebne są intensywne i skoordynowane działania. Mimo to programu brak, a problemy wskazane sześć lat temu nadal są aktualne. A niektóre się pogłębiają.

Symbole Wrocławia: Życie jak w świecie według Kiepskich a zamiast krasnala - szczur

Aktywistka opisała najważniejsze problemy, które samo miasto zdiagnozowało na terenie ośmiu wspomnianych osiedli. – Chodzi o zjawiska społeczne takie jak bezrobocie, przestępczość czy niski poziom uczestnictwa mieszkańców w życiu publicznym i zjawiska techniczne takie jak zły stan techniczny budynków, a w niektórych, tak to nie żart, brak łazienek i toalet – informowała Grażyna Wilk.

Jednak to nie koniec miejskich problemów w oczach aktywistki. - Konieczne jest uporządkowanie miejsc gromadzenia odpadów i zabezpieczenie ich utrzymania w czystości.  A jaki jest symbol Wrocławia? Krasnal? Nie. Na osiedlach zdegradowanych tym symbolem są szczury – zwróciła uwagę radna z Ołbina. - Wrocław musi zwiększyć intensywność oraz innowacyjność działań deratyzacyjnych. W przeciwnym razie niebawem na pamiątkowych breloczkach krasnala zastąpi szczur – dodała Wilk.

Rewitalizacja: chcemy kompleksowej a nie wyspowej. Dla wszystkich, nie tylko dla swoich

Aktywiście mają świadomość, że w mieście jakiś czas temu w końcu coś się ruszyło, jeżeli chodzi o środki na remonty. Jednak w ich opinii nikt nie próbuje do sprawy podejść kompleksowo. - Dziś rewitalizacja prowadzona jest głównie w charakterze technicznym. My to nazywamy rewitalizacją wyspową. Zapomina się o tym, że cały ten proces ma mieć charakter nie czysto techniczny, ale również społeczny i prowadzić do określonej zmiany w życiu społeczności lokalnych – mówił Piotr Uhle, radny Wrocławia.

Samorządowiec zwrócił również uwagę na konieczność stosowania obiektywnych metod w rozdzielaniu środków. – Chcemy by mieszkańcy wiedzieli, gdzie spodziewać się inwestycji na podstawie obiektywnych przesłanek, a nie na podstawie tego, że ktoś jest lepiej dogadany z miastem. Do tego potrzebne są obiektywne programy – zaznaczył Uhle i dodał, że przeciętnie na każde zdegradowane osiedle Wrocław powinien przeznaczać 20 mln zł rocznie przez 5 lat, by osiągnąć realną zmianę.

Świadkowie historii: na osiedlu zmieniają się niektóre elewacje, zmienia się charakter osiedla a w podwórkach nadal brud

W spotkaniu udział wzięli Piotr Wilczyński i Dariusz Hajduk, aktywiści SOS Wrocław. Wilczyński: - jako świadkowie historii pojawiamy się tutaj, mianowicie poznałem Darka ponad 35 lat temu na ulicy Klary Zetkin. Mieliśmy pierwszą, wspólną stację. Teraz ta ulica nazywa się Daszyńskiego. To były czasy, kiedy w Śląsku Wrocław grał Darek Zelik, Jarek Zyskowski, Paweł Wójcik, Adam Wójcik świętej pamięci i Maciek Zieliński, to byli juniorzy. A tutaj po dzielnicy w piwiarniach grasował nasz quasimodo wrocławski, Jaś Pawie Oczko. To były jego dzielnice – mówił Wilczyński.

Wilczyński nie zostawił suchej nitki na polityce przestrzennej miasta na osiedlach śródmiejskich. - Niewiele się zmieniło, oprócz tego, że w miejscach, gdzie były dziury między budynkami, pojawiły się plomby, pojawiły się też plomby w miejscach, które były dostępne dla wszystkich. Na Żeromskiego dawne Kino Polonia zostało zabudowane olbrzymią plombą, która bardzo mocno wniknęła tutaj w podwórko, zmieniając jego charakter – dodał aktywista.

Jego obserwacje uzupełnił Dariusz Hajduk, dziś radny osiedla Kuźniki, ale przez długie lata mieszkaniec Śródmieścia. - Wydaje się nam, że brakuje tutaj gospodarza, tak jak gospodarza, który przeszedłby się tymi podwórkami, popatrzył, co jest potrzebne ludziom i znalazł rozwiązania, które tak naprawdę są proste. Zwróćmy uwagę, jak wygląda tutaj teren, jak wyglądają dojazdy do tych ulic – dodaje. Po czym skupia się na infrastrukturze: - Dlaczego ulica Nowowiejska do dzisiaj nie jest wyremontowana? Dlaczego chowamy się za fasadami, za pięknymi budynkami biurowymi, galeriami handlowymi, dlaczego fasadowość Wrocławia jest tak mocna, przy tak trudnym problemie życia nas wszystkich, przecież my się tu wychowaliśmy.

Łódź, Gdańsk i Bydgoszcz mogą. Dlaczego nie Wrocław?

Podobne programy jak postulowany przez aktywistów ma szereg miast w Polsce. Co dzięki nim można osiągnąć? - Inspiracja przykładami innych miast i tutaj jako ten przykład stawiamy EC1, który jest realizowany w Łodzi. Gdy już zajmiemy się bezpieczeństwem, pracą, remontami i porządkiem, zadajmy sobie pytanie co dalej. Potrzebne są tereny zielone, tereny rekreacyjne, miejsca spotkań i kultury. To właśnie w tych miejscach budują się relacje. Zresztą tutaj właśnie ten przykład mamy namacalny, tutaj u naszych kolegów. Dzięki temu są wzmacniane więzi społeczne i tożsamość lokalna – mówił Damian Daszkowski, wiceprzewodniczący SOS Wrocław. - Konieczne jest rozwój lokalnych ośrodków integracji społecznej. Utworzenie filii instytucji kultury na obszarach objętych Gminnym Programem Rewitalizacyjnym, a także relokacja wybranych komórek organizacyjnych, takich jak urząd miasta oraz spółek miejskich na tereny osiedli zdegradowanych – dodał aktywista

Jak program rewitalizacji pomoże zachować lokalną przedsiębiorczość i dawne zawody?

- Jest też wiele takich miejsc, które łezka w okół się kręci, kiedy przechodzę koło nieistniejącego warzywniaka, nieistniejącego rusznikarza czy pani, która prowadziła swój mały biznes krawiecki. Niestety jest tak, że wszystkie te małe biznesy upadają, bo nie funkcjonuje prawo pierwokupu – mówił Dariusz Hajduk, zaznaczając, że takie możliwości może nadawać program rewitalizacji.

Ten głos rozwinął Damian Daszkowski - Chcemy oddziaływać tutaj na wsparcie lokalnych biznesów, czyli narzędzia ustawowe: prawo pierwokupu, miejscowy plan rewitalizacji, zwolnienia podatkowe, uproszczenie administracyjne, których obecnie dość mocno w tych osiedlach właśnie brakuje.  Co z lokalnym biznesem? Liczne galerie handlowe w centrum, brak dbałości miasta o infrastrukturę osiedli zdegradowanych powodują zamieranie lokalnej przedsiębiorczości i aktywności gospodarczej. Osiedla te często mają niewielką liczba punktów handlowych i gastronomicznych. Jedyne co się obecnie rozwija na tego rodzaju osiedlach to są Żabki.  Uchwalenie Gminnego Programu Rewitalizacji pozwoli uruchomić szereg narzędzi niedostępnych poza procedurą ustawową. To jest wprowadzenie szczególnych regulacji np. zwolnień z podatków lokalnych, uproszczenie procedur administracyjnych czy preferencji w dostępie do środków publicznych dla projektów na obszarze podjętym rewitalizacji.

Piotr Uhle: Konkretny plan i budżet

Kończąc konferencję prasową, radny miejski Piotr Uhle podsumował: „Zadań i spraw jest bardzo, bardzo dużo, bo Gminny Program Rewitalizacji powinien być duży i kompleksowy”. Zwrócił uwagę, że czas gra na naszą niekorzyść. “Potrzebujemy jak najszybciej uchwalić Gminny Program Rewitalizacji z budżetem, i to jest nasza propozycja, 20 mln zł na każde rewitalizowane osiedle. Co roku, przez 5 lat. Po takiej interwencji jesteśmy w stanie przeprowadzić daleko idącą i realną zmianę, która będzie miała charakter kompleksowy,” zaproponował Piotr Uhle.
Zasygnalizował, że ostateczne rozwiązania powinny powstać w procesie partycypacyjnym z udziałem mieszkańców. “My dzisiaj dajemy katalog i propozycje, a nie konkretne rozwiązania, bo to mieszkańcy muszą o tym postanowić w procesie bardzo deliberatywnym, w procesie bardzo partycypacyjnym.”


Referendum we Wrocławiu: Czas na głos mieszkańców?

Konfederacja popiera pomysł referendum w sprawie odwołania prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka – to sygnał, że dyskusja o przyszłości miasta nabiera tempa. Radny Piotr Uhle w rozmowie z telewizją Echo24 wskazuje na narastające problemy: od tsunami Lex Developer, przez chaos w gospodarce odpadami, po kontrowersje wokół prywatyzacji Śląska Wrocław. Czy mieszkańcy odzyskają wpływ na swoje miasto? Kluczowe będzie szerokie poparcie różnych środowisk.

Wrocław, stolica Dolnego Śląska, od lat zmaga się z wyzwaniami, które wpływają na jakość życia mieszkańców. W ostatnich miesiącach debata o zarządzaniu miastem przybiera na sile, a idea referendum w sprawie odwołania prezydenta Jacka Sutryka wraca z nową energią. W rozmowie z Dariuszem Wieczorkowskim w telewizji Echo24 radny Piotr Uhle z klubu Naprawmy Przyszłość podkreślił, że referendum to szansa na przywrócenie mieszkańcom realnego wpływu na miasto. Choć poparcie Konfederacji, zapowiedziane przez posła Krzysztofa Tuduja, jest istotnym krokiem, Uhle zaznacza, że sukces zależy od zaangażowania różnych środowisk, które łączy troska o uczciwość i przejrzystość w zarządzaniu Wrocławiem.

Konfederacja popiera referendum, ale potrzeba szerszego konsensusu

W rozmowie z Echo24 poseł Krzysztof Tuduj ogłosił, że Konfederacja popiera ideę referendum w sprawie odwołania prezydenta Sutryka. Jeśli we wrześniu uda się osiągnąć porozumienie między różnymi siłami politycznymi i społecznymi, zbiórka podpisów mogłaby rozpocząć się już w październiku. Radny Piotr Uhle, komentując tę deklarację, podkreślił, że poparcie dużej siły politycznej to ważny sygnał, ale samo w sobie nie wystarczy. „Liczę na głosy wszystkich środowisk, które odwołują się do wartości takich jak uczciwość, walka z układami i troska o to, by miasto nie zostało zdominowane przez interesy deweloperów” – stwierdził Uhle.

Poprzednia próba organizacji referendum na początku roku zakończyła się niepowodzeniem, co pokazuje, że deklaracje to za mało – potrzebne są realne działania i szeroka koalicja. Uhle apeluje o refleksję do wszystkich, którym zależy na dobru Wrocławia. „Referendum to narzędzie, które pozwala mieszkańcom odzyskać głos w sprawach miasta. Musimy działać razem, by tym razem się udało” – przekonywał radny. Kluczowe będzie zaangażowanie nie tylko polityków, ale także organizacji społecznych i samych mieszkańców, którzy odczuwają skutki złego zarządzania miastem.

Tsunami Lex Developer zalewa Wrocław

Jednym z głównych problemów, na które wskazuje radny Uhle, jest tzw. „tsunami Lex Developer”. Chodzi o specustawę mieszkaniową, która umożliwia deweloperom realizację inwestycji z pominięciem miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Jak zauważył Uhle, we Wrocławiu procedowanych jest obecnie około 30 wniosków w ramach Lex Developer, z których niektóre budzą poważne kontrowersje. „Ostrzegaliśmy przed tym zjawiskiem już na początku roku, a teraz widzimy jego skutki” – mówił radny w Echo24.

Masowe inwestycje deweloperskie, często realizowane wbrew interesom mieszkańców, prowadzą do chaosu urbanistycznego, braku infrastruktury towarzyszącej i utraty zielonych terenów. Uhle podkreśla, że Wrocław potrzebuje zrównoważonego rozwoju, a nie niekontrolowanej ekspansji deweloperów. „Miasto nie może być oddane w ręce tych, którzy stawiają zysk ponad jakość życia” – stwierdził. Problem Lex Developer to jeden z argumentów za referendum, które mogłoby zmobilizować mieszkańców do wyrażenia sprzeciwu wobec obecnej polityki urbanistycznej.

Chaos w gospodarce odpadami: 36 milionów z inwestycji na śmieci

Kolejnym palącym problemem jest fatalna sytuacja w gospodarce odpadami. Jak wskazał Uhle, miasto musiało przesunąć aż 36 milionów złotych z puli przeznaczonej na inwestycje, by pokryć koszty zagospodarowania odpadów. Przyczyną były opóźnione przetargi i brak obowiązujących umów z wykonawcami, co zmusiło władze do działania w trybie „z wolnej ręki”. „Ostrzegaliśmy, że tak będzie, jeśli nie podejmiemy działań na czas. Teraz płacimy za to wysoką cenę” – tłumaczył radny.

Te środki mogły zostać przeznaczone na nowe drogi, remonty szkół czy rozwój komunikacji miejskiej. Zamiast tego, mieszkańcy Wrocławia borykają się z rosnącymi kosztami wywozu śmieci i chaosem organizacyjnym. Problem ten pokazuje, jak decyzje władz miasta wpływają na codzienne życie wrocławian. Referendum mogłoby stać się platformą do dyskusji o lepszym zarządzaniu zasobami miasta i priorytetach, które służą mieszkańcom, a nie doraźnym rozwiązaniom.

Kontrowersje wokół prywatyzacji Śląska Wrocław

Radny Uhle zwrócił również uwagę na niejasności związane z prywatyzacją klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław. Jak zauważył, niektóre oferty w tym procesie budzą podejrzenia o „polityczne naznaczenie”. „Sprawa prywatyzacji Śląska każe się zastanowić, czy wszystko odbywa się w sposób przejrzysty” – mówił w Echo24. Choć szczegóły wciąż czekają na pełne ujawnienie, już teraz pojawiają się pytania o to, czy decyzje podejmowane przez miasto służą interesom publicznym, czy raczej wąskim grupom wpływu.

Śląsk Wrocław to nie tylko klub sportowy, ale także ważny element tożsamości miasta. Kontrowersje wokół jego prywatyzacji wzmacniają poczucie, że Wrocław potrzebuje transparentnego zarządzania, w którym kluczowe decyzje są podejmowane z myślą o mieszkańcach. Uhle podkreśla, że referendum mogłoby być okazją do wyrażenia sprzeciwu wobec „dziwnych układów” i domagania się uczciwości w zarządzaniu miastem.

Czas na mieszkańców – dlaczego referendum jest ważne?

Idea referendum, o której mówi radny Uhle, to nie tylko kwestia odwołania prezydenta Sutryka, ale przede wszystkim szansa na przywrócenie mieszkańcom wpływu na przyszłość Wrocławia. „Jacek Sutryk to zły prezydent” – stwierdził Uhle, wskazując na narastające problemy, które dotykają miasto. Od chaosu urbanistycznego, przez niegospodarność, po brak przejrzystości w kluczowych decyzjach – wrocławianie coraz częściej odczuwają skutki tych zaniedbań.

Aby referendum mogło się udać, potrzebna jest jednak szeroka koalicja. Poparcie Konfederacji to dopiero początek – kluczowe będzie zaangażowanie innych środowisk politycznych, organizacji społecznych i samych mieszkańców. Jak zauważył Uhle, poprzednia próba referendum pokazała, że deklaracje to za mało – potrzebne są konkretne działania i mobilizacja. „Wszyscy, którzy mają świadomość problemów Wrocławia, powinni się zastanowić, czy to nie jest właściwy moment” – apelował radny.

Referendum to nie tylko narzędzie polityczne, ale także sposób na włączenie mieszkańców w proces decyzyjny. Wrocław zasługuje na transparentne zarządzanie, zrównoważony rozwój i priorytety, które odpowiadają potrzebom wrocławian. Czy mieszkańcy wykorzystają tę szansę? To zależy od nas wszystkich. Jeżeli kiedyś jest czas, by mieszkańcy Wrocławia wzięli sprawy w swoje ręce, to teraz! Dołącz do SOS Wrocław lub po prostu przyjdź na jedno z naszych spotkań osiedlowych i pokaż, że los miasta nie jest Ci obojętny. Razem możemy zatrzymać chaos urbanistyczny, niegospodarność i brak transparentności. Wspólnie możemy zmienić nasze osiedla i całe miasto. Bo Wrocław zasługuje na lepsze zarządzanie – działaj, by Twój głos został usłyszany!


Dolnośląskie skutki rekonstrukcji rządu: wzmocniony Jaros, osłabiony Szełemej

Pod osłoną miesięcy urlopowych Donald Tusk przeprowadził przegrupowanie w swoim gabinecie by przygotować się do konfrontacji z formacjami opozycyjnymi. Zanim jednak marsza niczym preludium do bitwy wybiją wojenne werble – przyjrzyjmy się skutkom, które przeprowadzone zmiany dotkną Wrocław i Dolny Śląsk.

Jaros zostaje i lekko poszerza kompetencje w nowym megaresorcie

https://www.facebook.com/JedrachowiczPL

Od dłuższego czasu szerzyły się plotki o rychłej śmierci rządowej kariery Michała Jarosa. Środowiska bliskie wrocławskiemu ratuszowi sugerowały, że jego pozycja jest poważnie zagrożona i wraz z likwidacją Ministerstwa Rozwoju i Technologii zlikwidowany może zostać również wiceminister Jaros.

Konsekwencje tej likwidacji miały być dalekosiężne i przekładać się na przyszłość wewnętrznej rozgrywki w partii Donalda Tuska, dziś pogrążonej głębokim kryzysem wynikającym z uciekającego niczym powietrze z przebitego balona poparcia. Otóż Jaros miał być pozbawiony funkcji, jego licznie obsadzający spółki skarbu państwa i samorządu poplecznicy – publicznie wychłostani, poddani upokorzeniu i skierowani w niebyt a samorządowcy z jego rekomendacji – zmarginalizowani i wycinani z list w nadchodzących wyborach.

Tymczasem stało się inaczej. Jaros, choć o jego dokonaniach jako wiceministra mieszkańcy Wrocławia mogą mieć wiedzę w najlepszym wypadku ograniczoną, przechodzi do wzmocnionego turboministerstwa. To oznacza bliższy kontakt z otoczeniem Donalda Tuska, rozszerzoną odpowiedzialność i portfel kompetencji.

Na wieść o braku odwołania Jarosa z pewnością wiele butelek z szampanem zostało włożonych z powrotem do lodówki. Ale tam nadal się chłodzą i czekają na swój czas, bo lider najsilniejszej w regionie formacji politycznej pozwala poniżać swój zarząd wojewódzki miejskim radnym z Wrocławia związanym z Renatą Granowską. Ci bowiem – podobnie jak ich polityczna patronka – nie stawili się na wezwanie ciał statutowych własnej partii. Ta demonstracja lekceważenia to policzek wymierzony w otoczenie Jarosa i test dla jego ludzi – czy wobec tak ewidentnej prowokacji zostaną wymierzone konsekwencje?

Z pewnością defensywna postawa platformersów od Jarosa to woda na młyn i nadzieja po stronie jego przeciwników. A bardzo jej potrzebują, bo stronnicy Granowskiej i Szełemeja są dziś w głębokiej defensywie a rekonstrukcja zebrała obfite żniwo wśród wrogów Jarosa. Otoczenie prezydenta Wałbrzycha w grze o rekonstrukcję przegrywa 0:3.

https://www.facebook.com/roman.szelemej

Nieoczywisty przegrany: Roman Szełemej

Roman Szełemej po raz kolejny nie został ministrem zdrowia. Platformiane wróbelki próbują lansować przesłanie, że po raz kolejny wybrał Wałbrzych nad ministerialne stanowisko. Prawda jest taka, że po raz kolejny musi obejść się smakiem i pogłębia się jego marginalizacja w partii. Niegdyś obdarzony darem dostępu do ucha Donalda Tuska, dziś – nawet jego polityczny patron, czyli Tomasz Siemoniak, od tego ucha się oddala.

Czy ma na to wpływ fakt, że to właśnie Szełemej rekomendował Tuskowi poparcie Jacka Sutryka? A może to problemy z prokuratorskim śledztwem w sprawie wyprowadzenia z budowy wałbrzyskiej Starej Kopalni 17 mln zł przez zorganizowaną grupę przestępczą? A może zataczająca coraz szersze kręgi aferę, w której prokurator stawia zarzuty za ustawianie przetargów na wałbrzyskie śmieci?

https://x.com/MSWiA_GOV_PL

Tomasz Siemoniak schodzi ze świecznika w atmosferze porażki

Były już szef MSWiA i poseł ziemi wałbrzyskiej traci wpływy po kompromitujących go wydarzeniach na zachodniej granicy. Niewystarczająca reakcja na aroganckie zachowanie niemieckich służb, znacznie spóźniona reakcja w postaci przywrócenia kontroli na granicach oraz oddanie inicjatywy w tworzeniu przebiegu zdarzeń Ruchowi Obrony Granic Roberta Bąkiewicza to tylko niektóre z problemów Siemoniaka, z którymi będzie musiał sobie radzić w nowej roli.

Jego pozycja przy Donaldzie Tusku jest zbyt mocna, by pozbawić go funkcji, dlatego pozostanie koordynatorem służb specjalnych. To silna pozycja, jednak pozostawiająca dużo mniej narzędzi do budowania pozycji politycznej, wpływania na dolnośląskie wydarzenia oraz wspieranie intryg tworzonych przez środowisko prezydenta Wałbrzycha.

Szełemej przegrywa po raz trzeci: Bielawska poza rządem

Polityczka KO była wymieniana jako potencjalna kandydatka do ministerialnego awansu na wiceszefową resortu edukacji. Posłanka Sylwia Bielawska to bliska współpracowniczka Szełemeja, w latach 2018-2023 była jego zastępczynią.

Polityczki Polski 2050 oraz KO były wymieniane jako potencjalne kandydatki do ministerialnych awansów – na szefową resortu kultury oraz wiceszefową Ministerstwa Edukacji. Leo miała odmówić Tuskowi objęcia funkcji i zasłaniała się sytuacją rodzinną, ale brak awansu dla Bielawskiej to kolejny policzek wymierzony w środowisko Romana Szełemeja. To trzecia porażka prezydenta Wałbrzycha w grze o rekonstrukcję rządu i wyznacznik siły politycznej jego stronników w Platformie Obywatelskiej.

Czy stanowisko straci wojewoda Anna Żabska?

https://www.instagram.com/annazabska/

Na stanowiska szefa MSWiA wraca Marcin Kierwiński. W PO mówi się, że jest niezadowolony ze stylu pełnienia funkcji przez wojewodę Annę Żabską, szczególnie jej kontrowersyjnych decyzji kadrowych w obsadzaniu rad społecznych placówek służby zdrowia. Zamiast specjalistów obsadzać miała osoby związane z PiS oraz obecną wiceprezydent Wrocławia, Renatą Granowską.

Kierwiński – jak głosi obiegowa opinia – cenił sobie współpracę z Maciejem Awiżeniem, poprzednikiem Żabskiej na stanowisku Wojewody Dolnośląskiego. Szef MSW ma świadomość, że jego kariera wisiała na włosku, gdy okazało się, że gminy nie otrzymały na czas środków na przeciwdziałanie skutkom powodzi. Awiżeń zasłonił przełożonego własnym ciałem i choć nie zawinił – oddał stanowisko z klasą, bez zbędnego w tamtym momencie zamieszania. Marcin Kierwiński jako zaprawiony działacz struktur Platformy potrafi docenić takie gesty. Zupełnie niepodobne do obecnego rozgrywania za pomocą urzędu wojewody wewnętrznych wojenek w PO, które dziś zamiast lać oliwę na spienione partyjne fale – dolewają jej do ognia.

Lojalny Piotr Borys uratował stołek

Polityk z Lubina zostaje na stanowisku wiceministra sportu, choć wsławił się tylko przygotowaniem alibi dla Renaty Granowskiej, gdy ta uciekała przed sądem koleżeńskim.

To element strategii, którą stosują w Warszawie politycy PO – Panu Bogu świeczkę, a diabłu – ogarek. W ten sposób znacznie skurczone i zmarginalizowane środowisko Grzegorza Schetyny w PO otrzymało sygnał, że jeszcze może być w partii do czegoś potrzebne.

Kropiwnicki zostaje, ale bez wpływu KGHM?

https://www.facebook.com/rkropiwnicki

Robert Kropiwnicki zostaje mimo olbrzymich problemów wizerunkowych oraz systematycznych ataków przeprowadzanych na jego majątek i jego powiązania z prezydentem Legnicy, Maciejem Kupajem. Prezydent Legnicy poza ostatnimi kontrowersjami wokół blokowania przywrócenia połączenia kolejowego ze Złotoryją w ostatnich miesiącach był oskarżany przez media o sprzyjanie politykom i biznesmenom od lat związanych z tzw. księstwem lubińskim, czyli miedziowym gigantem – KGHM.

Wielu nazwałoby jednak to zwycięstwo pyrrusowym. Dlaczego? Bo wiele wskazuje na to, że spod nadzoru Ministerstwa Aktywów Państwowych pod skrzydła KPRM przenosi się nadzór nad szeregiem kluczowych i strategicznych spółek Skarbu Państwa. Czy z KGHM-em i PGE na czele? Dowiemy się niebawem a konsekwencje tych decyzji będą dla regionu znaczące, bo wspomniane spółki to najwięksi państwowi gracze na dolnośląskim rynku.

Rekonstrukcja na Dolnym Śląsku bez trzęsienia ziemi. Kto na nią liczył?

Dokonane przez Donalda Tuska zmiany świadczą jednak przede wszystkim o krótkiej ławce nieskompromitowanych, posiadających zdolność do podejmowania realnej pracy i lojalnych względem lidera PO polityków. Na Dolnym Śląsku obyło się bez trzęsienia ziemi, które zapowiadały środowiska związane z prezydentem Jackiem Sutrykiem. Nie dziwota, że stronnicy królewicza na włościach wrocławskich szukają nadziei w cudzych potknięciach. Z pewnością trudno jest odnaleźć im ją we własnych sukcesach bo tych szukać trzeba ze świecą.

/red. soswroclaw.pl/


Obywatele przeciw patodeweloperom: oddajcie 50% zysku społecznościom lokalnym

Połowy zysku na gruncie domagają się od deweloperów społecznicy i radni osiedlowi z terenu całego miasta. Ich zdaniem to nawet 5 mld zł, za które może wzmocnić budżet Wrocławia i rozwiązać wiele lokalnych problemów. SOS Wrocław zaczyna zbiórkę podpisów pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą regulującą te kwestie pod nazwą „Wrocław przeciw patodeweloperom”.

We Wrocławiu odbyła się konferencja prasowa zorganizowana przez SOS Wrocław, podczas której przedstawiciele rad osiedli, radni miejscy oraz aktywiści miejscy zaapelowali o wprowadzenie systemowych zmian w procesie inwestycyjnym związanym z ustawą Lex Developer. Spotkanie, które miało miejsce na wrocławskim Rynku, było odpowiedzią na narastające problemy związane z intensywną zabudową miasta, brakiem transparentności w planowaniu inwestycji oraz niewystarczającym uwzględnianiem interesów lokalnych społeczności. Uczestnicy konferencji przedstawili konkretne propozycje, które mają na celu ochronę mieszkańców przed chaotyczną urbanizacją oraz zapewnienie, że zyski płynące z inwestycji będą sprawiedliwie dzielone między deweloperów a miasto.

Uhle: dość ograbiania mieszkańców z ich pieniędzy

Radny miejski Piotr Uhle, otwierając konferencję, przypomniał o ostrzeżeniach, które SOS Wrocław formułowało cztery miesiące wcześniej w tym samym miejscu. „Niemal cztery miesiące temu ostrzegaliśmy o nadchodzącej fali, tsunami wniosków w trybie Lex Developer. Zwracaliśmy uwagę, że zobowiązania i obciążenia dla społeczności lokalnych, które z tego wynikają, mogą być znaczne” – powiedział Uhle. Podkreślił, że obecna sytuacja potwierdza wcześniejsze obawy: „Oczekiwania deweloperów, jeśli chodzi o intensywność zabudowy w miejscach do tego nieprzygotowanych, są ogromne”. Radny zwrócił uwagę na ogromne zyski, jakie przynoszą decyzje administracyjne zmieniające przeznaczenie działek. „Zmienia się przeznaczenie działek w taki sposób, że zwiększają swoją wartość nawet 10-12, a w niektórych przypadkach nawet ponad 20-krotnie. Działki warte 10 milionów złotych po przekształceniu mogą być warte 110-120, a nawet ponad 200 milionów złotych” – wyjaśnił.

Uhle wskazał również na ryzyko spekulacji na rynku nieruchomości: „Nie wszystkie firmy zajmują się przygotowaniem działki pod inwestycje mieszkaniowe. Są już dogadane z inwestorami, którzy te działki kupią, czyli mamy do czynienia z spekulacją, z ograbianiem mieszkańców z wartości dodanej, wypracowanej przez pokolenia”. Radny zaproponował, aby 50% wzrostu wartości działek było przeznaczane na inwestycje publiczne, takie jak drogi, ścieżki rowerowe, parki czy edukacja. „Te pieniądze leżą na ulicy, wystarczy je dobrze wynegocjować, dbając o interes mieszkańców” – podkreślił.

Magdalena Gajewska: Mieszkańcy zasługują na transparentność

Przewodnicząca Rady Osiedla Sołtysowice, Magdalena Gajewska, zwróciła uwagę na brak przejrzystości w procesie inwestycyjnym. „Coraz częściej dowiadujemy się o planach inwestycyjnych nie z oficjalnych źródeł, ale z nieoficjalnych kanałów. Zamiast jasnych procedur mamy domysły i chaos informacyjny” – mówiła. Gajewska krytykowała praktyki związane z Lex Developer, które pozwalają omijać plany miejscowe i dialog społeczny: „Procedury, które powinny chronić interes mieszkańców, bywają ignorowane lub traktowane jako formalność”. Podkreśliła, że mieszkańcy często dowiadują się o inwestycjach zbyt późno, by mieć realny wpływ na ich kształt. „Nie sprzeciwiamy się rozwojowi miasta, wręcz przeciwnie. Chcemy, by był mądry, odpowiedzialny, oparty na dialogu z mieszkańcami. Apelujemy, aby procesy inwestycyjne były w pełni transparentne, a konsultacje społeczne realne” – dodała.

Damian Daszkowski: wprowadźmy standardy skandynawskie

Wiceprezes SOS Wrocław, Damian Daszkowski, odniósł się do nierównowagi w podziale zysków między deweloperami a mieszkańcami. „Od pionierskich czasów procedury apelowaliśmy, aby zysk deweloperów był dzielony na rzecz mieszkańców” – powiedział. Porównał sytuację we Wrocławiu do standardów zachodnich: „W krajach skandynawskich deweloperzy są zobligowani przekazać od 75 do 85% zysków na inwestycje towarzyszące. W Polsce średnio przeznaczają 5%, co jest karygodne”. Daszkowski apelował o zrównoważony rozwój i transparentność: „Mieszkańcy zamiast 50% wzrostu wartości nieruchomości otrzymują kilka procent, bo resztę inkasują deweloperzy. Czas najwyższy to uporządkować”.

Marek Zalewski: Nie wrzucamy wszystkich deweloperów do jednego worka

Przewodniczący Rady Osiedla Biskupin – Sępolno – Bartoszowice – Dąbie, Marek Zalewski, podkreślił skalę problemu związanego z Lex Developer. „W tej chwili mamy złożonych około 30 wniosków w ramach ustawy Lex Developer, a kolejne są składane” – poinformował. Zwrócił uwagę, że ustawa miała ułatwiać budownictwo mieszkaniowe w odpowiednich miejscach, ale w praktyce prowadzi do nadmiernego dogęszczania działek. „Mówimy o zakładach pracy, na które pracowały pokolenia Wrocławia, jak Hutmen, Pollena czy FAT” – zauważył. Zalewski zaproponował, by 50% wzrostu wartości działek było przeznaczane na inwestycje publiczne, co pozwoliłoby uniknąć problemów takich jak korki, brak placów zabaw czy zatłoczone szkoły. „Nie wrzucamy wszystkich deweloperów do jednego worka. Są tacy, którzy postępują uczciwie, ale jest grupa, która próbuje maksymalizować zyski, nie partycypując w kosztach” – podkreślił.

Dariusz Hajduk: Powołujemy społeczny komitet przeciw patodeweloperom

Radny osiedla Kuźniki, Dariusz Hajduk, poinformował, że powołany został społeczny komitet „Wrocław przeciw patodeweloperom”. „Jego zadaniem będzie przeprowadzenie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej wyznaczającej kierunki dla prezydenta miasta” – wyjaśnił. Komitet postuluje m.in. podział zysków między mieszkańców a deweloperów na poziomie 50:50, wpisywanie inwestycji w lokalny ład urbanistyczny oraz pełną transparentność konsultacji społecznych. „Wszystkie rozpoczęte procedury powinny być dostępne w publicznym rejestrze, a prezydent powinien przeprowadzać obligatoryjne konsultacje miejskie” – dodał Hajduk.

- „Postulat Komitetu Społecznego „Wrocław przeciw patodeweloperom” ustanawia jasne zasady gry – wzbogaciłeś się decyzją administracyjną o miliony złotych bez wbicia łopaty w ziemię? – więc podziel się tymi środkami z mieszkańcami.

Zasada 50% partycypacji mieszkańców umożliwi inwestycje transportowe, edukacyjne, dla zieleni. Niech z tego powstaną nowe mosty, osie inkubacji, szkoły, drogi. Wystarczy zmiana myślenia i staje się to bardzo proste. To nowa nadzieja dla miasta Wrocławia. Potężny zastrzyk dla miejskiego budżetu.

Wrocław w wyniku wprowadzenia zasady 50/50 mógłby poważnie myśleć o budowie tysięcy mieszkań komunalnych, które po zmianach prawa mogłyby wejść w życie” – skwitował radny.

Krystian Adamski: „Rozwój musi być odpowiedzialny”

Sekretarz zarządu osiedla Jagodno, Krystian Adamski, podkreślił, że nie jest przeciwnikiem inwestycji mieszkaniowych, ale apeluje o ich odpowiedzialne planowanie. „Nie chcemy zatrzymać rozbudowy miasta, wręcz przeciwnie, chcemy, aby Wrocław stał się przykładem optymalnego rozwoju” – powiedział. Jako przykład negatywnych skutków chaotycznej zabudowy wskazał osiedle Jagodno: „Powstała nowa część miasta bez szkoły, dróg, chodników, miejsc parkingowych, zieleni rekreacyjnej czy wydajnego transportu publicznego”. Adamski postulował wprowadzenie systemowych rozwiązań, takich jak podatek od wzrostu wartości nieruchomości, wzorowany na standardach europejskich. „Priorytetem musi być infrastruktura publiczna realizowana przed lub równolegle z budową osiedli” – podkreślił.

Tomasz Waniowski: mieszkańcy są gospodarzami miasta

Świeżo wybrany członek zarządu SOS Wrocław, Tomasz Waniowski, zaprosił mieszkańców do aktywnego udziału w dialogu na temat inwestycji. „Odwiedzimy wszystkie miejsca, gdzie planowane są inwestycje w trybie Lex Developer. Będziemy na Nowym Dworze, Psim Polu, Grabiszynku, Pilczycach, by rozmawiać z mieszkańcami” – zapowiedział. Podkreślił, że Wrocław zasługuje na lepszy model rozwoju: „Nie możemy pozwolić, by w trybie Lex Developer powstawały inwestycje, które szkodzą miastu, zaburzają krajobraz i nie dbają o dobro wspólne”.

Na zakończenie konferencji ogłoszono rozpoczęcie zbiórki podpisów pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą. Jej celem jest wprowadzenie zasad takich jak: przeznaczanie połowy wzrostu wartości nieruchomości na inwestycje publiczne, wpisywanie się inwestycji w ład przestrzenny oraz zapewnienie transparentnych konsultacji. „Chcemy obronić miasto przed chaotyczną zabudową, korkami i dać mieszkańcom szansę na wartość dodaną” – podsumowano.

SOS Wrocław zachęca mieszkańców do śledzenia strony internetowej i mediów społecznościowych organizacji, by być na bieżąco z działaniami na rzecz zrównoważonego rozwoju miasta. „Wrocław zasługuje na coś dużo lepszego niż to, co widzimy obecnie” – zakończył Waniowski.

 


Patodeweloperka panoszy się we Wrocławiu. Skończmy z okradaniem mieszkańców!

Wrocław staje przed wyzwaniem związanym z inwestycjami deweloperskimi realizowanymi w ramach specustawy mieszkaniowej, tzw. Lex Developer. Radny Piotr Uhle z Klubu Naprawmy Przyszłość alarmuje, że mechanizm ten prowadzi do niekontrolowanej zabudowy, spekulacji gruntami i ogromnych zysków dla deweloperów kosztem mieszkańców. Jakie konsekwencje niesie intensywna zabudowa i co mogą zrobić wrocławianie, by chronić swoje miasto?

Problem niekontrolowanych inwestycji

Wrocław staje się areną dynamicznych zmian urbanistycznych, które budzą coraz większe obawy mieszkańców. Kluczowym problemem są inwestycje realizowane w ramach specustawy mieszkaniowej, zwanej Lex Developer. Mechanizm ten umożliwia deweloperom omijanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, co prowadzi do powstawania nowych osiedli na terenach nieprzeznaczonych pierwotnie pod budownictwo mieszkaniowe. Radny Piotr Uhle z Klubu Naprawmy Przyszłość, w rozmowie z telewizją ECHO24, podkreśla powagę sytuacji: „Mieliśmy w zeszłym tygodniu poważną debatę na temat tego, w jaki sposób patodeweloperzy okradają mieszkańców z ich wartości dodanej, wypracowanej przez lata”. Grupa SOS Wrocław, aktywnie działająca na Facebooku, organizuje akcję na czterech osiedlach w weekend 5-6 lipca 2025 roku, aby zaprotestować przeciwko „chciwości patodeweloperów i ich niekontrolowanych inwestycji”. Uhle popiera tę inicjatywę, wskazując na potrzebę solidarności mieszkańców w walce o sprawiedliwe zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. W tle pojawiają się pytania o transparentność procesów decyzyjnych oraz rzeczywiste korzyści dla lokalnej społeczności.

Mechanizm Lex Developer: Zyski kosztem mieszkańców

Lex Developer, czyli specustawa mieszkaniowa, pozwala na realizację inwestycji mieszkaniowych z pominięciem miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz zapisów studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Jak wyjaśnia radny Uhle: „Lex Developer pozwala realizować inwestycje z pominięciem, w uproszczeniu, planu miejscowego zapisów studium, na przykład na terenach przeznaczonych na przemysł, albo na usługi, albo na terenach wojskowych, kolejowych, etc. Można wtedy budować mieszkania, mieszkania są oczywiście dużo bardziej zyskowne”. Taka zmiana przeznaczenia gruntów prowadzi do ogromnego wzrostu ich wartości. Według radnego, działka warta 10 milionów złotych po przekształceniu może osiągnąć wartość nawet 110-120 milionów złotych. „Przekształcenie tych działek sprawia, że zyskują bardzo na wartości. Działka warta 10 mln zł po przekształceniu może być warta 110-120” – mówi Uhle. We Wrocławiu złożono ponad 20 wniosków w trybie Lex Developer, które mogą przynieść deweloperom zyski rzędu 3-4 miliardów złotych. Radny podkreśla, że tak ogromne pieniądze są generowane „jedną decyzją administracyjną”, co budzi poważne pytania o sprawiedliwość podziału tych zysków.

Zagrożone tereny: Gdzie powstają nowe osiedla?

Inwestycje w trybie Lex Developer koncentrują się głównie w południowej, zachodniej i północnej części Wrocławia. Radny Uhle wymienia kluczowe lokalizacje, które budzą szczególne obawy: „Najpoważniejszy wniosek jest przygotowywany i cały czas lobowany przez różnych polityków, urzędników, biznesmenów na terenie Sołtysowic, teren dawnej cukrowni i obozu pracy. Tam pierwotnie było przewidzianych ponad 6 tysięcy mieszkań”. Inne problematyczne obszary to teren FAT-u, gdzie planowana jest zabudowa o powierzchni 80 tysięcy metrów mieszkań, Maślice przy ulicy Północnej, okolice Grobli Kozanowskiej, tereny między Żernicką a Rogowską, przy Strzegomskiej oraz na Różance przy ul. Wywrotnej, gdzie, jak mówi Uhle, „ktoś chce nam postawić Środę Śląską”.Te lokalizacje, często o znaczeniu historycznym lub przemysłowym, są przekształcane w intensywnie zabudowane osiedla mieszkaniowe. Szczególnie niepokojący jest fakt, że decyzje o takich inwestycjach podejmowane są w sposób nieprzejrzysty, a mieszkańcy często dowiadują się o nich na bardzo późnym etapie.

Brak transparentności: Tajemnicze „targi” w urzędzie

Proces decyzyjny związany z inwestycjami w trybie Lex Developer budzi poważne wątpliwości. Radny Uhle wskazuje na brak przejrzystości: „Trwają w tym momencie targi, kto, co dostanie. Organizowane są dziwne spotkania, organizowane są dziwne rodzaje ruchy, które sprawiają, że sprawa jest tylko mniej transparentna”. Mieszkańcy otrzymują jedynie szczątkowe informacje, a niektóre działania, takie jak roznoszenie ulotek deweloperów przez radnych, budzą podejrzenia o brak bezstronności. Uhle zauważa: „Niektórzy radni chodząc ulotkami dewelopera budując poparcie w radach osiedli”.Brak publicznego rejestru wniosków w trybie Lex Developer dodatkowo utrudnia mieszkańcom dostęp do informacji. „Nie ma żadnego rejestru z informacją, kto wystąpił na przykład o decyzje środowiskowe dla tych inwestycji” – podkreśla radny. Grupa SOS Wrocław już w lutym apelowała o utworzenie takiego rejestru, ostrzegając przed „tsunami Lex Developer”. Bez transparentności proces inwestycyjny staje się polem do spekulacji i potencjalnych nadużyć.

Konsekwencje intensywnej zabudowy: Miasto na skraju chaosu

Intensywna zabudowa planowana w ramach Lex Developer może mieć katastrofalne skutki dla infrastruktury miejskiej. Radny Uhle porównuje ją do zabudowy znanej z państw południowoamerykańskich lub wschodnioazjatyckich, wskazując na potencjalne problemy: „Najbardziej uderza mnie szczerze mówiąc chciwość, ze względu na to, że na niektórych z tych inwestycji wskazuje się intensywność zabudowy taką, którą znamy albo z takich państw południowo-amerykańskich. Na przykład z intensywną się zabudowy, podobną jak Medellín”. Wśród kluczowych zagrożeń wymienia przeciążenie układu komunikacyjnego, brak miejsc parkingowych oraz niewystarczającą infrastrukturę szkolną i usługową. „Wyobraźmy sobie, że cały ruch z tego nowego osiedla na Sołtysowicach miałby przez ulicę Poprzeczną wjeżdżać do Okrzei. Przecież to jest cały północny wschód Wrocławia wyłączony tak naprawdę z ruchu, bo nie będzie się dało tam tędy przejechać” – ostrzega radny. Problemy komunikacyjne są już widoczne w takich miejscach jak ulica Grabiszyńska czy okolice FAT-u, gdzie ruch na obwodnicy śródmiejskiej jest daleki od płynnego.

Propozycja rozwiązania: Sprawiedliwy podział zysków

Radny Uhle proponuje konkretne rozwiązanie, które mogłoby złagodzić negatywne skutki Lex Developer. Jego zdaniem, 50% wzrostu wartości nieruchomości w wyniku zmiany przeznaczenia gruntu powinno być przeznaczane na zadania publiczne. „50% wzrostu wartości nieruchomości idzie na zadania publiczne. (…) Na przykład na przebudowę układu komunikacyjnego w okolicy, na rozbudowy szkoły, na poprawę infrastruktury zielonej. Być może warto byłoby pomyśleć o rozbudowywaniu potencjałów w kontekście mieszkań komunalnych” – mówi Uhle.Obecne podejście miasta, które negocjuje umowy dające mieszkańcom maksymalnie kilkanaście procent wzrostu wartości nieruchomości, radny uważa za niewystarczające. „Do tej pory prezydent negocjował umowy, także zamiast tych 50%, uzyskiwaliśmy maksymalnie kilkanaście procent wzrostu wartości nieruchomości” – krytykuje. Za 3-4 miliardy złotych, które mogłyby wpłynąć do budżetu miasta, można by rozwiązać wiele problemów, takich jak budowa nowych szkół, tunelu kolejowego czy poprawa infrastruktury zielonej.

Rola mieszkańców: Solidarność osiedlowa i referendum

Mieszkańcy Wrocławia mają kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości swojego miasta. Grupa SOS Wrocław planuje akcję protestacyjną na czterech osiedlach w weekend 5-6 lipca 2025 roku, aby zwrócić uwagę na problem niekontrolowanych inwestycji. Radny Uhle zachęca do większej aktywności społecznej: „Mieszkańcy mogą po prostu zacząć marnować jeszcze więcej życia w korkach”. Podkreśla, że ostateczna decyzja należy do Rady Miejskiej i prezydenta, ale presja społeczna może wpłynąć na bardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcia.W rozmowie pojawiła się także kwestia potencjalnego referendum w sprawie odwołania władz miasta. Uhle pozostaje ostrożny, ale nie wyklucza takiej możliwości: „Pożyjemy, zobaczymy. Na dzisiaj wydaje mi się, że byłoby to błędem, ale rzeczywiście coś w polityce ma to do siebie, że jest dynamiczna i zmienna”. Wskazuje na „głęboki stan dekadencji” w urzędzie miasta i sugeruje, że obecna władza spieszy się z „dopinaniem” spraw istotnych dla różnych grup interesów przed końcem kadencji.

Czas na działanie

Problem inwestycji w trybie Lex Developer to jedno z największych wyzwań stojących przed Wrocławiem. Brak transparentności, intensywna zabudowa i niewystarczające korzyści dla mieszkańców budzą uzasadnione obawy. Radny Piotr Uhle apeluje o wprowadzenie sprawiedliwych zasad, takich jak przeznaczanie 50% wzrostu wartości gruntów na cele publiczne, oraz o większą przejrzystość procesu inwestycyjnego. „Za 3-4 miliardy złotych można bardzo wiele problemów rozwiązać” – podkreśla.Grupa SOS Wrocław, wspierana przez radnego, wzywa mieszkańców do działania. Akcja planowana na 5-6 lipca 2025 roku to dopiero początek walki o miasto przyjazne dla jego mieszkańców, a nie dla spekulacji deweloperskich. Czy wrocławianie zdołają wpłynąć na decyzje władz i ochronić swoje osiedla przed chaosem urbanistycznym? Klucz do zmiany leży w ich rękach.

 


Weekendowe Akcje SOS Wrocław: Czas na Walkę z Patodeweloperami! 

 SOS Wrocław organizuje serię spotkań na czterech osiedlach, by wspólnie przeciwstawić się chciwości patodeweloperów i ich niekontrolowanym inwestycjom w ramach Lex Developer. W nadchodzący weekend, 5-6 lipca 2025 r., mieszkańcy zjednoczą siły, by zaproponować rozwiązania i chronić przyszłość miasta. 
Plan Akcji:
Co nas czeka?
Podczas spotkań mieszkańcy, prowadzeni przez Piotra Uhle, omówią skutki niekontrolowanej zabudowy, zaproponują moratorium na nowe decyzje w trybie Lex Developer oraz podział zysków (50/50) na potrzeby lokalnych społeczności. To także szansa na budowanie solidarności osiedlowej i wspólne działanie na rzecz zrównoważonego rozwoju Wrocławia.
Jak się zaangażować?
Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków SOS Wrocław do udziału. Prosimy o potwierdzenie obecności na kontakt@soswroclaw.pl do piątku, 4 lipca 2025 r., podając wybraną akcję. Kontakt: 690878781.
Nie przegapcie okazji, by wspólnie zadbać o przyszłość naszego miasta! 

Bat na patodeweloperów: 50% zysku na nieruchomości na potrzeby mieszkańców

We Wrocławiu odbyło się spotkanie poświęcone problematyce „patodeweloperki” oraz specustawy mieszkaniowej, znanej jako Lex Developer. Dyskusja, prowadzona przez Piotra Uhle, ujawniła mechanizmy, które pozwalają deweloperom wykorzystywać luki w prawie, pozbawiając miasto nawet 4 miliardów złotych. Środki te mogłyby zostać przeznaczone na cele publiczne, takie jak budowa mieszkań komunalnych, remonty ulic czy rozwój komunikacji miejskiej. Eksperci, społecznicy i mieszkańcy wspólnie analizowali patologie w planowaniu przestrzennym, brak transparentności oraz fikcyjność konsultacji społecznych, proponując rozwiązania, które mogą zmienić oblicze urbanistycznego rozwoju Wrocławia.

Lex Developer – mechanizm sprzyjający nadużyciom

Spotkanie rozpoczęło się od wprowadzenia Piotra Uhle, który wyjaśnił, czym jest specustawa mieszkaniowa, czyli Lex Developer, i jakie problemy generuje dla Wrocławia. Mechanizm ten umożliwia deweloperom szybkie przekształcanie terenów przemysłowych w mieszkaniowe, z pominięciem standardowych procedur planistycznych i konsultacji społecznych. Dzięki temu wartość działek może wzrosnąć z 8-12 milionów złotych do nawet 100-120 milionów bez żadnych nakładów inwestycyjnych, wyłącznie na podstawie decyzji administracyjnej.
Piotr Uhle oszacował, że w wyniku takich działań Wrocław traci nawet 4 miliardy złotych, które mogłyby zostać przeznaczone na cele publiczne, takie jak remonty podwórek, likwidacja toalet na korytarzach w kamienicach, modernizacja ulic czy budowa nowych linii tramwajowych. Podkreślił, że Lex Developer, zamiast wspierać zrównoważony rozwój, sprzyja patologiom, umożliwiając deweloperom osiąganie ogromnych zysków kosztem interesu społecznego. Brak nadzoru i słabe zaangażowanie społeczeństwa obywatelskiego pogłębiają ten problem, tworząc przestrzeń dla nadużyć. Uhle zwrócił uwagę, że mechanizm ten jest szczególnie problematyczny w kontekście braku transparentności i odpowiedzialności za decyzje administracyjne, które mają długofalowy wpływ na życie mieszkańców.

Kim jest patodeweloper? Opinie ekspertów

W panelu dyskusyjnym wzięli udział: Magdalena Gajewska (radna osiedla Sołtysowice), Witold Gawda (prezes Kongresu Ruchów Miejskich), Łukasz Szymonowicz (urbanista, rzecznik inicjatywy Europa dla Klimatu) oraz Błażej Stopka (społecznik, radny osiedla Popowice Północne). Piotr Uhle zadał kluczowe pytanie: czym różni się deweloper od „patodewelopera”?
Łukasz Szymonowicz wskazał, że patodeweloperka to działania polegające na cięciu kosztów poprzez stosowanie materiałów niskiej jakości, maksymalizację powierzchni użytkowej kosztem przestrzeni wspólnych oraz ignorowanie potrzeb mieszkańców, takich jak dostęp do zieleni, placów zabaw czy infrastruktury komunikacyjnej. Witold Gawde podkreślił, że patologiczność mierzy się stopniem nadużywania lub obchodzenia prawa, które w Polsce jest „dziurawe jak sito”. Dodał, że problemem jest nie tylko samo działanie deweloperów, ale także system, który umożliwia takie praktyki. Błażej Stopka zwrócił uwagę na brak społecznej odpowiedzialności biznesu – dla patodeweloperów jest to pusty frazes, a priorytetem pozostaje maksymalizacja zysku. Piotr Uhle podsumował, że kluczową cechą pato-dewelopera jest chciwość, która prowadzi do łamania zasad etycznych i prawnych, kosztem jakości życia mieszkańców.
Paneliści zgodzili się, że patodeweloperka to nie tylko problem jednostkowych firm, ale także systemowy, wynikający z wadliwego prawa i braku skutecznych mechanizmów kontroli. Przykłady takich działań można znaleźć na wielu wrocławskich osiedlach, gdzie nowe inwestycje prowadzą do chaosu urbanistycznego i pogorszenia warunków życia.

Chaos urbanistyczny na wrocławskich osiedlach

Magdalena Gajewska przedstawiła sytuację na osiedlu Sołtysowice, gdzie planowana inwestycja na terenach po dawnej cukrowni może podwoić liczbę mieszkańców – z 5 do ponad 10 tysięcy – bez odpowiedniego dostosowania infrastruktury. Brakuje terenów rekreacyjnych, szkół, przedszkoli czy dróg, które mogłyby obsłużyć tak gwałtowny wzrost populacji. Gajewska wskazała na sprzeczne informacje przekazywane mieszkańcom oraz brak transparentności w procesie planowania. Przykładem jest sytuacja, w której radny miejski przedstawił folder dewelopera z wizualizacjami budynków o wysokości 14 pięter, mimo że plan miejscowy dopuszcza maksymalnie 7 pięter.
Piotr Uhle przytoczył przykład Centrum Południowego, gdzie różnice w planowaniu między działkami różnych deweloperów tworzą chaos urbanistyczny – granice działek są wyraźnie widoczne, a inwestycje nie tworzą spójnej tkanki miejskiej. Innym przykładem jest inwestycja Robyga na FACie, gdzie na niecałych 2 hektarach planowana jest budowa 80 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, co daje intensywność zabudowy na poziomie 3,8. Uhle określił to jako „standard Azji Wschodniej” i „nieludzkie wskaźniki intensywności”, które nie uwzględniają potrzeb mieszkańców, takich jak dostęp do przestrzeni publicznych czy terenów zielonych.
Łukasz Szymonowicz zwrócił uwagę na systemowe problemy w polskim planowaniu przestrzennym, które rozpoczęły się w 2003 roku wraz z wprowadzeniem warunków zabudowy (WZ). Kolejne regulacje, takie jak Lex Developer czy zintegrowane plany inwestycyjne (ZPI), tylko pogłębiają chaos. W efekcie miasta borykają się z brakiem spójności urbanistycznej, a koszty budowy infrastruktury przerzucane są na gminy, co dodatkowo obciąża lokalne budżety.

Fikcja konsultacji społecznych

Jednym z kluczowych problemów omawianych podczas spotkania był brak rzeczywistych konsultacji społecznych. Witold Gawda przytoczył wyniki badania, z którego wynika, że w 66% gmin w Polsce w ciągu roku nie wprowadzono żadnych zmian w wyniku konsultacji społecznych. Stwierdził, że w Polsce istnieją „instytucje samorządowe, ale nie ma prawdziwej samorządności”. Łukasz Szymonowicz podkreślił, że mieszkańcy są traktowani jako „kula u nogi” w procesie inwestycyjnym, a ich głos jest ignorowany. Przykładem jest sytuacja na osiedlu Krzyki, gdzie deweloper wnioskował o budowę wysokiego budynku wielorodzinnego na terenie przeznaczonym dla niskiej zabudowy willowej, a architekt miasta nie zareagował na sprzeciw mieszkańców.
Magdalena Gajewska opisała podobne problemy na Sołtysowicach, gdzie mieszkańcy otrzymują sprzeczne informacje, a dokumentacja na Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) jest napisana w sposób niezrozumiały dla przeciętnego obywatela. Błażej Stopka zwrócił uwagę na trudności w dostępie do informacji o planowanych inwestycjach, co dodatkowo utrudnia mieszkańcom skuteczne zaangażowanie w proces decyzyjny. Paneliści zgodzili się, że konsultacje społeczne w obecnej formie są fikcją, a mieszkańcy mają niewielki wpływ na kształtowanie przestrzeni, w której żyją.

Propozycje rozwiązań – moratorium i podział zysków

Uczestnicy spotkania zaproponowali kilka rozwiązań, które mogłyby przeciwdziałać patologiom w planowaniu przestrzennym. Piotr Uhle zasugerował wprowadzenie moratorium na wydawanie zgód w ramach Lex Developer do czasu wypracowania jasnych zasad partycypacji finansowej. Kluczową propozycją był podział zysków z przekształceń działek w proporcji 50/50 między deweloperów a miasto. Uhle argumentował, że uczciwa marża powinna uwzględniać interesy mieszkańców. Za 4 miliardy złotych, które mogłyby trafić do budżetu miasta, Wrocław mógłby wybudować około 10 tysięcy mieszkań komunalnych, nową linię transportu publicznego czy rozwiązać problemy z przetwarzaniem odpadów.
Łukasz Szymonowicz poparł pomysł podziału zysków, dodając, że systemowa zmiana powinna uwzględniać także cele klimatyczne, takie jak przeciwdziałanie przegrzewaniu się miasta czy zanieczyszczeniu powietrza. Witold Gawde pochwalił propozycję parametryzacji podziału zysków, uznając ją za lepsze rozwiązanie niż każdorazowe negocjacje dotyczące konkretnych inwestycji infrastrukturalnych. Magdalena Gajewska podkreśliła potrzebę większej transparentności w procedurach i rzeczywistego uwzględniania głosu mieszkańców.
Maciek Pilny, urbanista z publiczności, zwrócił uwagę na konieczność gruntownej reformy systemu planowania przestrzennego w Polsce. Przytoczył przykłady Holandii i Austrii, gdzie samorządy mają większą kontrolę nad rozwojem przestrzennym, a zyski ze wzrostu wartości gruntów wracają do społeczności. Zasugerował, że każdy deweloper powinien być traktowany jako potencjalny pato-deweloper, a rolą samorządu jest stworzenie systemu odpornego na patologie.
Spotkanie zakończyło się apelem o solidarność między osiedlami i wspólne działania na rzecz obrony interesów mieszkańców. Piotr Uhle podkreślił, że urząd miasta ma ogromny potencjał kadrowy, ale hierarchiczna struktura i niewłaściwe zarządzanie prowadzą do patologii. Propozycje, takie jak moratorium na Lex Developer, podział zysków czy reforma konsultacji społecznych, mogą stać się krokiem w kierunku bardziej sprawiedliwego i zrównoważonego rozwoju Wrocławia.

Aktywiści z całej Polski przeciw feudalizacji samorządów

Osiemdziesięciu aktywistów lokalnych ruchów zgromadziło się w Zabrzu, by przeciwstawić się patologiom samorządów. Uczestnicy podpisali Manifest Zabrzański z dekalogiem dziesięciu najważniejszych postulatów, które środowiska obywatelskie wysuwają w celu uratowania samorządności przed upadkiem.

- Bardzo wielu włodarzy miast nie lubi oddawać mieszkańcomdecyzyjności i to jest duży problem – zaznaczył Kamil Żbikowski, radny z ruchu Lepsze Zabrze. - Feudalizacja, klientelizacja samorządu jest bardzo dużym problemem. Będzie to również tematem tego manifestu Zabrzęńskiego. Mam nadzieję, że nasze postulaty zostaną usłyszane ponieważ reprezentujemy naprawdę sporo środowisk, a może nas być jeszcze więcej – dodał jeden z autorów sukcesu referendum w Zabrzu.

- Zmierzch feudalizmu samorządowego jest na wyciągnięcie ręki. Samorząd to nie są gabinety, samorząd to nie są instytucje, samorząd to nie są funkcje i politycy – zaznaczał Piotr Uhle, radny z ruchu SOS Wrocław - Samorząd to są ludzie. Samorząd to jesteśmy my. I ludzie, którzy zajmują funkcje, są tylko emanacją woli społecznej – dodał radny z Wrocławia.

- Jeżeli nie zrobimy czegoś, to stracimy samorząd na dobre – mówił Jacek Strojny, radny z ruchu Razem dla Rzeszowa. - Ten manifest to próba  likwidacji przyczyn choroby. Bo chorobę. Nie leczymy po objawach, tylko po jej przyczynach. Tu zmiana prawa jest konieczna – argumentował samorządowiec.

Po głównej części wydarzenia rozpoczęły się warsztaty o mechanizmach demokracji lokalnej i niezbędnych zmianach w ustroju samorządowym. Organizatorzy zapowiadają następne działania ruchu zbudowanego wokół Manifestu Zabrzańskiego.

MANIFEST ZABRZAŃSKI

My, mieszkańcy, społecznicy i samorządowcy naszych ukochanych miejscowości dostrzegamy pogłębiający się proces feudalizacji samorządów i patologii, które są z nim związane.

Stajemy przeciwko zamienianiu samorządów w udzielne księstwa, a wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w udzielnych książąt, otoczonych dworem, koteriami i licznymi grupami interesów.

Stajemy przeciwko niszczeniu demokracji lokalnej poprzez zastępowanie niezależnych mediów publikatorami zależnymi od władzy oraz tłumieniu krytyki poprzez ograniczanie dostępu do informacji publicznej i proceder finansowania działalności prawniczej nakierowanej na zastraszenie strony społecznej z budżetów samorządowych (tzw. SLAPP).

Stajemy przeciwko uzależnianiu rad gmin od wójtów, burmistrzów i prezydentów miast poprzez związywanie radnych w bezpośrednią lub pośrednią zależność finansową od gminy. Zamiast osłabiania faktycznej i formalnej roli kontrolnej rad gmin - stoimy po stronie jej wzmocnienia w sposób prawny oraz poprzez wsparcie ich działalności na poziomie eksperckim.

Stajemy przeciwko upartyjnieniu spraw samorządowych i za wyjęciem ich z systemu partyjnej lojalności, podległości i służebnej wobec karier politycznych roli.

Stajemy przeciwko kolesiostwu, nepotyzmowi, ustawianiu konkursów, systemowi wymiany stanowisk między zaprzyjaźnionymi

samorządowcami oraz innym patologiom, które godzą w dobre imię samorządu jako takiego.

To dobry moment, by dokonać generalnego przeglądu funkcjonowania Ustawy o Samorządzie Gminnym. Dlatego postulujemy:

  1. Nawiązanie regularnej współpracy

Nawiązanie regularnej współpracy pomiędzy ośrodkami obywatelskimi sygnującymi niniejszy Manifest.

  1. Podpisy za referendum - również elektronicznie

Wprowadzenie możliwości wyrażania poparcia mieszkańców dla lokalnych inicjatyw uchwałodawczych oraz referendalnych za pomocą narzędzi elektronicznych.

  1. Ułatwienia w organizacji referendów lokalnych

Zmniejszenie kryteriów ważności referendów lokalnych do 5% uprawnionych do głosowania w celu rozpisania referendum oraz do frekwencji na poziomie 50% uczestniczących w wyborze odwoływanego organu, by było wiążące.

  1. Wzmocnienie demokracji bezpośredniej oraz mechanizmów partycypacyjnych

Wzmocnienie demokracji bezpośredniej oraz mechanizmów partycypacyjnych, w tym wprowadzenie obligatoryjnych paneli obywatelskich w sprawie budżetu na kolejny rok i dnia referendalnego w gminach.

  1. Zakaz czerpania bezpośrednich i pośrednich korzyści z majątku gminy przez radnych.

Wprowadzenie zakazu czerpania bezpośrednich i pośrednich korzyści z majątku gminy przez radnych.

  1. Niezależne media lokalne, zakaz propagandy sukcesu za pieniądze mieszkańców.

Wprowadzenie skutecznego zakazu prowadzenia przez gminy mediów lokalnych oraz rozdziału działalności medialnej wójtów, burmistrzów i prezydentów miast od pracy urzędów im podległych.

  1. Jawność życia publicznego - rejestry umów i wniosków o dostęp do informacji publicznej

Zwiększenie jawności życia publicznego poprzez wprowadzenie obowiązku prowadzenia Centralnego Rejestru Umów obejmującego umowy gminy i jednostek jej podległych oraz prowadzenia publicznego rejestru zapytań o dostęp do informacji publicznej wraz z ich treścią oraz treścią odpowiedzi.

  1. Tylko dwie kadencje na funkcji wójta, burmistrza i prezydenta miasta.

Utrzymanie zakazu sprawowania funkcji wójta, burmistrza i prezydenta miasta dłużej niż dwie kadencje.

  1. Mieszkańcy mogą zabierać głos na sesjach Rady Gminy.

Wprowadzenie prawa głosu bez konieczności zgody radnych na sesjach rady gminy

dla mieszkańców oraz reprezentantów jednostek pomocniczych.

  1. Pakiet demokratyczny: prawa opozycji papierkiem lakmusowym demokracji

Wzmocnienie praw opozycji w radach gmin poprzez m.in. ustawową gwarancję większości radnych opozycyjnych w Komisji Skarg, Wniosków i Petycji oraz Komisji Rewizyjnej .


Prezydent nie wysłuchał głosu obywateli na najważniejszej sesji w roku

22 maja 2025 roku wrocławski Ratusz stał się nie tylko sceną samorządowego rozliczenia, lecz także areną społecznego buntu i nadziei. W ramach sesji absolutoryjnej radni debatowali nad raportem o stanie miasta i głosowali nad udzieleniem wotum zaufania prezydentowi. Ale to nie tylko głos radnych się liczył. Tego dnia to właśnie mieszkańcy – zgodnie z ustawą – mieli szansę zabrać głos. I wykorzystali ją z mocą, pasją i determinacją.

Niestety na sali zabrakło jednej osoby - prezydenta Jacka Sutryka, który zaraz po swoim dwugodzinnym wystąpieniu opuścił salę. To alegoria samorządności we Wrocławiu. Mieszkańcy i radni są tylko od grzecznego klaskania władzy. Na pytania, uwagi czy inne głosy mieszkańców miejsca po prostu nie było. Ta sytuacja powtarza się co rok i a taka postawa ze strony władzy zasługuje na specjalne miejsce w politycznym piekle.

Klecina: tramwaj to za mało, gdzie droga?

Wystąpienie Wiktora Maciejewskiego z Kleciny pokazało, że nawet najbardziej oczekiwane inwestycje – jak nowa linia tramwajowa – mogą stać się symbolem frustracji. Mieszkaniec precyzyjnie wyliczał: plan zagospodarowania z 2009 roku zakładał nie tylko torowisko, ale też drogę klasy zbiorczej. W dokumentach przetargowych o tej drodze ani słowa.

– „Jeśli bloki już stoją, to samochody gdzieś muszą jeździć. Bez nowej drogi tramwaj nie wystarczy. Ulica Buraczana już dziś się dławi. A Urząd Miasta zdaje się mieć Miejscowy Plan Zagospodarowania za zbędną pamiątkę” – mówił.

Osipczuk: Gdzie się podziały mieszkania z grantu?

Małgorzata Osipczuk z Fundacji Obywatel TBS ujawniła jeden z najpoważniejszych zarzutów wobec działań władz miejskich: możliwe nielegalne wykorzystanie rządowego grantu na cele inne niż wskazano we wniosku. W 2022 roku miasto pozyskało z Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa 8,85 mln zł na budowę 154 mieszkań. Tymczasem – jak pokazała Osipczuk – dziś mowa jest o budowie 30 mieszkań i świetlicy szkolnej, która ma pochłonąć aż 63% środków z grantu.

– „Świetlica ma stanąć na miejscu osiedlowego parkingu, plac zabaw ma zostać pomniejszony, a mieszkańców nikt o zdanie nie pytał. To my – mieszkańcy TBS – sfinansowaliśmy te tereny ze składek i partycypacji. Jakim prawem teraz się nam to odbiera?” – pytała.

Najmocniejszy akcent? Fragment pisma od prezesa Krajowego Zasobu Nieruchomości: „granty z FRM nie mogą być przeznaczone na lokale użytkowe, świetlice ani zadania własne gminy”. A jednak miasto Wrocław właśnie na to chce wydać te środki.

– „Zniknęły 124 mieszkania. Pojawiła się świetlica, która nie ma prawa być finansowana z tego grantu. To nie tylko błąd, to może być nadużycie prawa. Domagamy się audytu i konsultacji. Nic o nas bez nas!” – zakończyła Osipczuk.

Psie Pole: tramwaj widmo i autobusowy chaos

Eryk Matyka z Psiego Pola Zawidawia przyniósł na sesję model tramwaju i autobusu. Symboliczne rekwizyty, które – jak sam stwierdził – mieszkańcy tej części miasta najczęściej oglądają… na półkach. Tramwaj nie przyjeżdża, autobusy są rzadkie i przepełnione, linie skracane lub przedłużane bez sensu.

– „Miasto nie traktuje poważnie własnych danych z badań ruchu. Obiecuje tramwaj co wybory. Potem temat znika. I tak od lat. A mieszkańcy Zawidawia nie mają jak dojechać do pracy” – mówił.

Chwałek: zadłużenie, brak polityki mieszkaniowej i wyprzedaż majątku

Seweryn Chwałek zwrócił uwagę na cztery strategiczne kwestie: zadłużenie miasta, brak gminnego programu rewitalizacji, wyprzedaż lokali komunalnych oraz brak spójnej polityki mieszkaniowej i odpowiedzialnej struktury zarządzania majątkiem.

– „Mamy świetną koniunkturę, rekordowe wpływy budżetowe, a mimo to zadłużenie rośnie. Koszty jego obsługi to już 200 milionów złotych rocznie – równowartość 400 lokali komunalnych” – podkreślał. Dodał, że zamiast spłacać długi, miasto kieruje środki na bieżące wydatki, a nie na inwestycje prorozwojowe.

Szczególnie ostro skrytykował stagnację w sprawie rewitalizacji. – „Od 2018 roku próbujemy stworzyć gminny program rewitalizacji. Od 4 lat nie dzieje się nic. Mamy narzędzia ustawowe, środki finansowe, a mimo to stoimy w miejscu” – mówił, wskazując, że bez realnego programu rewitalizacji Wrocław traci szansę na poprawę warunków życia w zdegradowanych dzielnicach.

W jego ocenie równie krytyczna jest sytuacja w polityce mieszkaniowej. – „Nie prowadzimy żadnej spójnej polityki mieszkaniowej. Miasto nie buduje mieszkań, za to wyprzedaje lokale. W ciągu dwóch lat liczba wniosków o mieszkanie wzrosła o 50%, a mimo to sprzedano 800 lokali – często za ułamek wartości” – mówił.

Podkreślił, że obecna struktura zarządzania (dwie jednostki: ZZK i Wrocławskie Mieszkania) jest nieskuteczna. – „Potrzebna jest jedna nowoczesna, cyfrowa jednostka, która realnie zadba o miejski zasób mieszkaniowy. I trzeba skończyć z wyprzedażą lokali za 10% wartości” – apelował.

W swoim wystąpieniu nawiązał także do przykładów miast, które już wycofały się z masowej sprzedaży mieszkań. – „Warszawa potrafiła to zrobić. Czas, by Wrocław zbudował zasób mieszkaniowy, który stanie się fundamentem atrakcyjności miasta dla mieszkańców, a nie tylko okazją do jednorazowych wpływów budżetowych” – zakończył.

Kraszewska: XXI wiek bez toalet – dysproporcja, której nie da się obronić

Maja Kraszewska w swoim poruszającym wystąpieniu zwróciła uwagę na problem, który w XXI wieku nie powinien mieć już miejsca – brak podstawowych warunków sanitarnych w lokalach komunalnych. Przypomniała swoją wędrówkę po wrocławskich kamienicach sprzed siedmiu lat, w trakcie której odkryła, że ponad 2100 mieszkań zarządzanych przez miasto nie posiadało toalet.

– „Miasto chwali się innowacjami, nagrodami, prestiżem – a tymczasem w centrum Wrocławia ludzie wciąż żyją jak w XIX wieku. To skandaliczna dysproporcja” – mówiła. Dodała, że próbowała drogą mailową dowiedzieć się, ile takich mieszkań istnieje dziś – bezskutecznie.

– „Jeśli nie ma odpowiedzi, to być może nie ma się czym pochwalić” – skomentowała, wskazując, że informacja publiczna w tej sprawie jest prawem każdego mieszkańca. Zestawiła to z faktem, że prezydent miasta dysponuje miejscem parkingowym z windą na piętro historycznego budynku, w którym odbywała się sesja.

– „Żyjemy w XXI wieku. Nieczystości nie powinny być już problemem mieszkań komunalnych w europejskim mieście. Mamy prawo wiedzieć, co zostało zrobione w tej sprawie” – zakończyła. Jej apel spotkał się z poruszeniem wśród obecnych na sali.

Nowe Żerniki: wzorcowe osiedle bez szkoły

Dwie przedstawicielki Nowych Żernik przypomniały, że ich osiedle miało być modelowe. Jest urbanistycznie spójne, architektonicznie ciekawe – ale brakuje szkoły podstawowej. Przybywa dzieci, a pobliskie placówki są przepełnione.

– „Nowa szkoła to nie fanaberia. To inwestycja w przyszłość, w jakość życia, w bezpieczeństwo. I prosimy nie o wizje, tylko o konkrety – datę przetargu, miejsce w budżecie” – apelowały.

Karłowice: tranzyt przez osiedle grozi życiem

Mieszkanka Karłowic relacjonowała sytuację na ul. Konopnickiej – zbyt wąskiej, bez chodników, bez przejść, bez progów.

– „To tranzytowa arteria przez zabytkowe osiedle, gdzie dzieci idą do szkoły. A rada osiedla mówi, że nikt jeszcze nie zginął, więc nie ma problemu. Czy naprawdę musimy czekać na tragedię?” – pytała.

Lex deweloper, czyli konsultacje fasadowe

Damian Daszkowski w ostrych słowach skrytykował tryb lex deweloper.

– „To nie rozwój, to patologia. Buduje się szybko, bez szkół, bez dróg, bez zieleni. Bo radni z lewej i prawej strony ulegają deweloperom” – mówił.

Zielony Wrocław tylko na slajdach?

Krzysztof Lorek, najmłodszy z mówców, apelował o odważne inwestycje w zieloną infrastrukturę, walkę ze zmianami klimatu i ochronę przyrody.

– „Miasto mówi o łąkach i rewitalizacjach, ale dalej betonuje. Potrzebujemy ogrodów deszczowych, zielonych dachów, więcej drzew, mniej betonu. I to już, nie za dekadę” – mówił.

Obnażony system: WBO i konsultacje do poprawki

 

Krystian Adamski podsumował, jak wygląda realizacja projektów obywatelskich:

– „Fundusz Osiedlowy – biurokratyczna udręka. WBO – lata opóźnień. Konsultacje – fasada. Spotkania zapowiedziane, odwołane, bez transmisji. Obietnice składane, potem wymazywane z dokumentów” – wyliczał. I dodał: – „To nie jest dialog, to jest teatr.”

Chwaścik: Patologia, nepotyzm i czerwona kartka dla układu

Arkadiusz Chwaścik w swoim wystąpieniu nie szczędził słów krytyki wobec władzy wykonawczej i układu personalno-urzędniczego w mieście. Rozpoczął od mocnej tezy, że „Jacek Sutryk wprowadził system gabinetowy, miastem rządzi układ urzędniczy, a Rada Miejska stała się karykaturą władzy uchwałodawczej”.

W swoim przemówieniu przywołał nie tylko własne doświadczenia z udziału w miejskich konkursach, które określił mianem „ustawianych”, ale również wskazał na konkretne przypadki – w tym ocen, które jego zdaniem zostały przyznane bez przeprowadzenia realnej rozmowy. Zarzucił komisjom manipulacje i brak profesjonalizmu. – „Nie pytano mnie o nic, a później przyznano zero punktów w każdej kategorii. To obraza” – mówił.

Odniósł się też do sytuacji finansowania sportu we Wrocławiu, wskazując na ogromne różnice w dotacjach dla drużyn kobiecych i męskich oraz związek przydziałów z relacjami rodzinnymi. – „Drużyna kobiet dostała 70 tysięcy. Gdy przejął ją klub powiązany z rodziną urzędniczki – dotacja wzrosła do 580 tysięcy, a potem do 1,3 mln. A drużynę rozwiązano” – relacjonował.

Chwaścik zwrócił też uwagę na brak przejrzystości w miejskich spółkach, niską jakość obsługi i ograniczanie dostępu do informacji publicznej. Skrytykował również brak reakcji radnych na konkretne wnioski mieszkańców. – „Pan Leszczyński mówi o odpowiedzialności, ale nie dopuszcza nas do programów. Pan Krause dużo mówi, ale gdzie są wnioski do Sejmu i Senatu?” – pytał.

W podsumowaniu podkreślił, że „we Wrocławiu jest miejsce na zdrową konkurencję polityczną”, ale układ władzy wymaga zasadniczej zmiany. – „Pora pokazać Jackowi Sutrykowi czerwoną kartkę” – zakończył.

Co dalej?

Na koniec sesji prezydent nie odniósł się do żadnego z zarzutów. Nie padły deklaracje, nie zapowiedziano konsultacji, nie ogłoszono planu naprawczego. Dlaczego? Po prostu nie było go na sali a aroganckich wyczynów jego zastępcy, Michała Młyńczaka, aż szkoda komentować. A przecież mieszkańcy nie przyszli tam po kurtuazyjne podziękowania – tylko po sprawiedliwość, prawo do współdecydowania i poszanowanie ich codzienności.

Czy miasto wyciągnie z tego wnioski? Czy traktuje głos obywateli poważnie? Czy słyszy ich naprawdę?

Przekonamy się już niebawem – przy pracach nad budżetem na 2026 rok. Bo sesja absolutoryjna 2025 nie zakończyła się wraz z zamknięciem obrad. Jej echa będą brzmieć długo – na osiedlach, ulicach i w świadomości społecznej.


Wybory prezydenckie: PiS przegrywa Wrocław i zbiera owoce bierności

Ponad 35% wyborców utracił wrocławski PiS od poprzednich wyborów prezydenckich. Spośród dużych miast większe straty w elektoracie formacja Jarosława Kaczyńskiego poniosła wyłącznie w Poznaniu. Jak podziały, bierność i słabość struktur znalazły odzwierciedlenie w wynikach PiS w stolicy Dolnego Śląska? Zapraszamy do analizy.

Działacze PiS we Wrocławiu odmówili mocnego zaangażowania się w zbieranie podpisów za referendum w sprawie odwołania Jacka Sutryka, bo najważniejsze w ich opinii były wybory na Prezydenta RP. Liderzy partii, choć werbalnie wspierali ideę, to jednocześnie ją osłabiali, zwracając uwagę, że czas się skupić na polityce ogólnopolskiej. Należy zatem przyjąć, że wszystkie siły i środki zostały skierowane na kampanię Karola Nawrockiego a wynik wyborczy stanowi o realnej sile formacji.

Patrząc z tej perspektywy trudno nazwać wynik Karola Nawrockiego we Wrocławiu inaczej niż kompromitująco słabym. Formacja, która tytułuje się jedyną prawdziwą opozycją względem Jacka Sutryka i jeszcze niecałe dwa lata temu rządziła Polską przekonała do swojego kandydata mniej niż 19% Wrocławian. Ten wynik obnaża szereg słabości struktur partii, która im dalej od wyborów parlamentarnych tym bardziej pozostawia swój elektorat w osamotnieniu. Sygnały alarmowe nadciągały już od dłuższego czasu.

Zgoda buduje, niezgoda rujnuje

Makatka o takiej treści zdobiła ściany wielu gospodarstw na terenie całej Polski, wielu naszych czytelników z pewnością ją pamięta. Siła tego hasła mieści się w odwołaniu do tradycji, o której we Wrocławiu zapomnieli chyba działacze partii Jarosława Kaczyńskiego. Formacji od lat brakuje spoistości do tego stopnia, że pęknięcia i podziały widoczne są gołym okiem przeciętnego obserwatora życia politycznego we Wrocławiu.

We wrocławskim PiSie rządzi selekcja negatywna. Biorące miejsca na listach, możliwości rozwoju, odpowiedzialne funkcje dostępne są wyłącznie dla zaufanych współpracowników obecnie rządzącej formacją grupy polityków. Od treści inicjatyw partii istotniejsze staje się kto będzie ich autorem. To pogłębia paraliż i uniemożliwia reagowanie na czas na zmieniającą się rzeczywistość. Gdy obie ręce zajęte są trzymaniem się stołka – trudno oczekiwać, że zostanie wykonana realna praca. Nie będziemy pisać o personaliach, bo nie znamy wszystkich uwarunkowań. Zasada wydaje się być jednak jasna.

Bez silnych struktur ani rusz

Organizacyjnie PiS we Wrocławiu to kolos na glinianych nogach. Partia nigdy nie miała masowego charakteru, jednak każde wybory są testem na siłę struktur. Tymczasem we Wrocławiu o kampanii Nawrockiego było dziwnie cicho. Główny ciężar wzięły na siebie organizacje bluszczowo oplatające PiS w całym kraju – Kluby Gazety Polskiej i inne organizacje pozarządowe.

Dlaczego tak się dzieje? Poza utraconym wpływem na obsadzanie stanowisk w przestrzeni publicznej decydująca jest właśnie selekcja negatywna. Zbyt duże struktury pełne ambitnych działaczy to zagrożenie dla prominentnych polityków. „Twój nożownik to domownik”, mówił Robert Górski wcielający się w postać Jarosława Kaczyńskiego w serialu „Ucho Prezesa”. I wydaje się, że trafił w samo sedno.

Duże partie są gotowe poświęcić Wrocław dla większych interesów

Pogłębiające się odrętwienie i słabość struktur niesie za sobą niebezpieczną myśl, która staje się uniwersalna dla wszystkich partii politycznych o silnym, ogólnopolskim sznycie. Ta myśl to przekonanie, że niezależnie od pracy u podstaw, za budowanie poparcia odpowiedzialna jest praca liderów partii w Warszawie i wsparcie mediów o profilu konserwatywnym. Że można nie przeprowadzać ważnych inicjatyw na poziomie lokalnym.

Ta myśl sprowadza jednak sprawy Wrocławia na dalszy plan. Samorząd jest traktowany przez wielkie partie instrumentalnie – jako narzędzie do budowania kariery, obszar do powielania zasięgu polityki ogólnopolskiej lub bezpieczna przystań. Gdy było trzeba – samorządy w całej Polsce, również we Wrocławiu, w wysoce skoordynowany sposób zajęły się projektami stanowisk wymierzanymi w politykę migracyjną rządu. Inicjatywa nie odnosiła się jednak do wrocławskich realiów i naszej specyfiki. A nikt racjonalnie myślący przecież nie stanie przy stanowisku, że o strategii migracyjnej należy poważnie rozmawiać. Tylko nie o to tu chodziło. Chodziło o politykę ogólnopolską a działacze PiS nie byli w stanie w wiarygodny sposób temu zaprzeczyć.

Stanowisko PiS w sprawie wotum zaufania dla Sutryka: niech trwa i szkodzi PO, nawet kosztem Wrocławia

Niestety, podobną postawę zaprezentował PiS w trakcie wczorajszej sesji Rady Miejskiej. Papierkiem lakmusowym na intencje polityków partii Jarosława Kaczyńskiego we Wrocławiu była propozycja przesunięcia debaty nad wotum zaufania na termin po wyborach prezydenckich, by sprawy ogólnopolskie nie przyćmiły zaniedbań i patologii ekipy Jacka Sutryka.

Niestety – oznaczałoby to również, że nie dałoby się wykorzystać tych patologii do kampanii prezydenckiej kandydata popieranego przez PiS. Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego nie odpuścili okazji, nie poparli wniosku o zmianę terminu obrad i w wystąpieniach mocno atakowali prezydenta Wrocławia, przypominając jego powiązania z Rafałem Trzaskowskim.

Same wystąpienia nie były szeroko cytowane i wszystko wskazuje na to, że nie staną się przysłowiowym gamechangerem. Być może więcej dobrego dla kampanii kandydata wspieranego przez PiS we Wrocławiu uczyniłaby po prostu jego obecność, ale sztab kandydata i lokalne struktury najwyraźniej nie są na to gotowe.

Wrocławska cena bierności i osamotnienia wyborców

Wszystkie te formacje złożyły sprawy Wrocławia na ołtarzu ogólnopolskiej polityki w trakcie zbierania podpisów pod inicjatywą referendalną za odwołaniem skompromitowanego Jacka Sutryka. Dla wszystkich tych formacji obywatelska energia budowana poza klasycznym podziałem była olbrzymim zagrożeniem.

Wyborcy PiS chętnie angażowali się w inicjatywę. Gdy wolontariusze SOS Wrocław zbierali podpisy, często musieli odpowiadać na pytanie: dlaczego PiS nic nie robi? Partia Jarosława Kaczyńskiego osamotniła swoich wyborców w bardzo ważnym dla nich obszarze życia politycznego – bowiem jest wśród nich bardzo liczna grupa osób ze specjalnym miejscem dla Wrocławia w sercu. To ludzie, którzy widzieli podnoszenie Wrocławia z ruin, którzy własną pracą budowali niezależność Wrocławia, angażowali się w Solidarność i po prostu nie mogą znieść bezczynnego przyglądania się podczas gdy sprzeniewierzana jest praca pokoleń, która składa się na niepowtarzalną siłę i charakter Wrocławia.

Osamotnienie wyborców to jeden z największych grzechów, które mogą popełnić politycy. Osłabia lojalność, zmniejsza zaangażowanie i sprawia, że elektorat zaczyna się rozglądać. Choćby po to, by pokazać swoim reprezentantom żółtą kartkę.

Niewykluczone, że w elektoracie PiSu zaszedł proces podobny jak wśród wyborców Platformy Obywatelskiej. Część z nich, rozczarowanych postawą wrocławskiej PO poparła w ubiegłym roku Izabelę Bodnar na prezydenta Wrocławia i Adriana Zandberga w tym roku na prezydenta Polski. Jak wyglądały przepływy wyborców z PiS do innych kandydatów o konserwatywnym profilu? Z pewnością pojawią się badania, które ukażą esencję tego procesu.

Wynik Karola Nawrockiego we Wrocławiu nie jest zaskoczeniem. Jest skutkiem szeregu słabości i błędów formacji, która go popiera. W innych miastach być może PiS ma skuteczniejszych i mniej skłóconych działaczy i dlatego osiąga lepsze wyniki.

We Wrocławiu duopol rozszczelnia się własną słabością. Ale to problem PiSu i Platformy. Dla mieszkańców może to być paradoksalnie dobra wiadomość.